Poniższy wpis jest początkiem serii, w której co miesiąc Specjaliści SEO z Fox Strategy, podsumują zachodzące zmiany w wyszukiwarce Google.

Częstotliwość zmian w wynikach wyszukiwania

W połowie stycznia Google poinformowało o wdrażaniu kolejnej zmiany w głównym „silniku” algorytmu wyszukiwarki (oficjalna nazwa: January 2020 Core Update).

Aktualizacja ta jest powiązana kolejny raz z branżą YMYL. Domeny związane z tematami YMYL zostały ponownie ocenione przez algorytm wyszukiwania i zyskały lub utraciły widoczność jako całość. Domeny, które były wcześniej dotknięte przez takie aktualizacje, prawdopodobnie zostaną ponownie dotknięte przez algorytm. Zmiana została wdrożona globalnie, dla wszystkich języków. (źródło: https://twitter.com/searchliaison/status/1216752087515586560)

To co możemy zauważyć z zestawienia przygotowanego przez Rank Ranger - najbardziej w oczy się rzucają wahania właśnie dla wskazanych branż:

(źródło: https://www.rankranger.com/)

Również w styczniu Google poinformowało o zmianach w featured snippets.
Zgodnie ze słowami jakie przedstawił na Twitterze Danny Sullivan – serwisy posiadające swoje miejsce jako tzw. „pozycja 0” nie będą się pojawiać jeszcze dodatkowo w listingu stron
w wynikach organicznych Google. Ranga tej zmiany może być oceniana na kilka sposobów, gdyż z jednej strony serwis pojawia się na samym szczycie wyników wyszukiwania. Natomiast
z powodu tego, że od razu w wynikach organicznych otrzymujemy odpowiedź na zapytanie, może to znacząco wpływać na współczynnik klikalności.

(źródło: https://twitter.com/dannysullivan/status/1220096026981175296)

Pod koniec stycznia Google wprowadziło dodatkową funkcjonalność do narzędzia Search Console. Zmiana dotyczyła włączenia możliwości usuwania treści z wyników organicznych, zarządzanie nieaktualnymi treściami, jak i tymi zawierającymi materiały dla dorosłych.

(źródło: https://webmasters.googleblog.com/2020/01/new-removals-report-in-search-console.html)

Google poinformowało również, że od kwietnia 2020 zaprzestanie wspierania data-vocabulary.org jako formy wdrożenia danych strukturalnych. Tym samym właściciele witryn internetowych będą musieli przejść na znaczniki schema.org.

(źródło: https://webmasters.googleblog.com/2020/01/data-vocabulary.html)

Wykresy zmian w wynikach wyszukiwania

Poniżej przedstawiamy wykres zmian w wyszukiwarce Google z narzędzia Advanced Web Ranking. Możemy zaobserwować, że ponadprzeciętne wahania nastąpiły w dniach 15-19.01:

WYKRES ZMIAN W WYSZUKIWARKACH GOOGLE WG ADVANCEDWEBRANKING.COM

Przedstawiamy również wykres zmian w wynikach wyszukiwania z narzędzia
MozCast, które monitoruje całą wyszukiwarkę Google. Narzędzie w formie stopni temperatury pokazuje intensywność zmian w algorytmie.  Największe wahania odnotowano również w okolicach 06.01 oraz 13-15.01 i 22.01.

 

WYKRES ZMIAN W WYSZUKIWARKACH GOOGLE WG Mozcast

Poniżej znajdą Państwo natomiast wykres zmian, w polskiej wersji wyszukiwarki Google, z narzędzia SENUTO gdzie również widzimy, że w grudniu mogło mieć miejsce kilka większych poprawek w algorytmie. Zmiany te mogły mieć wpływ na ewentualne wahania pozycji poszczególnych fraz czy też widoczności domeny.

Kilkanaście dni temu na oficjalnym blogu Google pojawiła się informacja o wprowadzeniu dwóch nowych typów atrybutów, które mają służyć „lepszej identyfikacji” charakteru linków, do których zostaną dodane. Oprócz dobrze znanego od 15 lat „nofollow” Google dało do dyspozycji właścicielom witryn i webmasterom oznaczenia: rel="sponsored" oraz rel="ugc" (źródło: https://webmasters.googleblog.com/2019/09/evolving-nofollow-new-ways-to-identify.html).


Oznaczenie linków sponsorowanych - rel=”sponsored”

Pierwszy z nowych atrybutów, czyli rel=”sponsored” ma być dedykowany linkom pojawiającym się w materiałach reklamowych (takich jak np. artykuły).
Możemy interpretować to jako „zachętę” do oznaczania linków, które zostały po prostu opłacone, bądź pojawiły się np. w ramach wymiany, sponsoringu czy reklamy.

User generated content czyli rel=”ugc”

Drugi atrybut rel=”ugc” ma być użyty w odniesieniu do linków umieszczanych w treściach i wypowiedziach tworzonych przez użytkowników i publikowanych np. w postach czy komentarzach na forach internetowych. Według deklaracji Google oznaczanie odnośników poprzez ten atrybut ma umożliwić ich odpowiednią klasyfikację i niejako zniechęcić do tworzenia spamerskich treści i masowego umieszczania linków.


Co oznacza to praktyce ?

W swoim komunikacie, pracownicy Google wskazali, że zarówno dotychczasowe atrybuty linków (czyli follow i nofollow), jak i te nowe mają być wskazówką w interpretacji i ocenie „mocy” odnośników oraz stanowić czynnik rankingowy.
Możemy domniemywać, że użycie oznaczenia „sponsored” będzie jednoznaczne ze wskazaniem, że dany link jest efektem działań reklamowych oraz co ważne, że dana witryna udostępnia odnośniki za opłatą.

Pytanie jak oceniane będą linki z parametrem UGC? Być może będą one zyskiwały na znaczeniu, jeśli będą pojawiały się w miejscach, gdzie pojawiają się realni i zaangażowani użytkownicy (np. pasjonaci danej tematyki), a wypowiedzi są mocno moderowane i dalekie od spamerskiego charakteru. Może też okazać się, że wprowadzenie atrybutów rel=„ugc” w miejscach, które dotychczas nie posiadały żadnego oznaczenia (a więc domyślnie linki otrzymywały parametr follow) wpłynie na zmianę rankowania tych odnośników (i ich „osłabienie”).

Jeszcze inną konsekwencją ogłoszonych przez Google zmian może być zmiana strategii dotyczącej budowania profilu linków i próba pozyskiwania nowych typów odnośników w celu zróżnicowania puli linków bądź próby jej „unaturalnienia”.

Informacje przekazane przez Google są jak zwykle dość lakoniczne i najprawdopodobniej czas pokaże, czy zmiany przełożą się w jakikolwiek zauważalny sposób na wyniki wyszukiwania. Im więcej jednak stawiamy sobie pytań tym więcej pojawia się niewiadomych i domniemanych scenariuszy.

W sieci pojawiły się już pierwsze komentarze i wpisy blogowe dotyczące nowych atrybutów – plejada tytułów pokazuje, że zdania jak zwykle są dość podzielone. Od skrajnych określających komunikat Google jako breaking news po typowe „polskie” podejście na zasadzie „pożyjemy, zobaczymy” oraz „róbmy swoje”.


Co robić i jak żyć 😉?

W naszej branży często spotykamy się z paradoksem - mamy „dwóch seowców a trzy opinie” oraz z tym, że najlepszą odpowiedzią wszelkie pytania jest stwierdzenie „to zależy” 😉 Myślę jednak, że wiele osób zastanawia się nad tym czy zmiany będą wymagały od SEOwców zmodyfikowania podejścia do budowania profilu pozyskiwania odnośników czy wpływania na ranking poprzez używanie konkretnych atrybutów.

- Katarzyna Baranowska

W związku z tym zaprosiliśmy do dyskusji i do wyrażenia swojej opinii na ten temat ekspertów SEO, osoby odpowiedzialne za strategię linkbuildingu i specjalistów od content marketingu. Wszystkie wypowiedzi z przyjemnością publikujemy poniżej – zachęcamy również do dyskusji w komentarzach 😉

Nie masz czasu przeczytać całości publikacji? Zastanów się jeszcze raz lub przynajmniej zapisz link na później - czeka tu na Ciebie spora dawka wiedzy wprost od Liderów branży SEO/SEM.

Jeśli jednak nadal wolisz wersję skróconą, podsumowanie od Eweliny znajdziesz na samym końcu publikacji.


Dobry moment na komentarz, akurat siedzimy na SEO Rejsie i wątek nowych atrybutów linków jest tu oczywiście żywo fermentowany.
Wnioski?
Jesteśmy zgodni, że nowe atrybuty posłużą za pożywkę dla uczenia maszynowego algorytmów Googla. Oczywistym jest, że większość webmasterów nie zwróci uwagi na nowe znaczniki, ale mając nawet niewielką próbkę linków oznaczonych nowymi atrybutami, algorytm będzie szukać wzorców, według których oceni (czyt. "usunie z grafu linków") grupy podobnych odnośników.
Z tego wprost wynika też zapowiadana przez Googlersów zmiana podejścia algorytmu do samego "nofollow". Dotąd powtarzali przecież, że linki z tym atrybutem nie są uwzględniane w grafie. Dziś branżę ekscytuje zapowiadana zmiana sposobu oceny - z twardej dyrektywy na "wskazówkę". Czy to oznacza, że linki z forów znów będą "kopać"?
Moim zdaniem, nie. Dedukuję, że stosowany od lat w dużej części forów "nofollow" doskonale uczy algorytm, że linki z podobnych źródeł nie powinny być uwzględniane w układaniu rankingów.
Może więc linki z Wikipedii zaczną kopać? Znów pozostaję sceptyczny 😉 Powszechnie znany fakt możliwości edycji treści w Wiki przez kogokolwiek niesie ryzyko manipulacji, którego na miejscu Googlersów starałbym się unikać.

Pozostaje pytanie, czy warto poprawiać/rozszerzać atrybuty linków na własnych stronach?

Uważam, że nowe atrybuty będą działać identycznie jak stare "nofollow". Linki w materiałach sponsorowanych i te dodawane przez użytkowników dotąd miały być (zgodnie z wytycznymi Google) opisywane przez "nofollow". Zróżnicowanie dostępnych atrybutów posłuży do efektywniejszego wykrywania i klasyfikowania tego typu linków w pozostałych serwisach (które tych znaczników nie zastosują), nie widzę natomiast powodu, dla którego link atrybuowany jako "sponsored" czy "ugc" miał trafić do samego grafu linków.

Podsumowując - nie widzę realnej potrzeby wdrażania nowych znaczników. O ile dziś prawidłowo stosujesz "nofollowy" (lub też świadomie je ignorujesz), zamiana na nowe atrybuty prawdopodobnie nie wpłynie w żaden sposób na ocenę Twojego serwisu. Nowe atrybuty nie dają dziś właścicielom witryn żadnych korzyści, posłużą jedynie do trenowania algorytmów celem efektywniejszego wykrywania manipulacji.

Zamiast więc tańczyć, jak nam zagrają, sam wolę spędzić czas na innej imprezie 😉

Sławomir Borowy

SEO/SEM Consultant, https://www.asante.pro/


Moje zdanie być może niezbyt popularne a i nieco kontrowersyjne jest takie. Chodzi głównie o "rozwodnienie" opinii jakie ludzie zajmujący się SEO mają na temat linków a przede wszystkim linków nofollow.

Kiedyś mieliśmy rel=nofollow teraz rel=nofollow rel=ugc rel=sponsored - na tej zasadzie można właściwie tworzyć dowolne atrybuty i poddawać je testom.

Najważniejsze jest, że Google ogłosiło traktowanie nofollow jako sugestię (podobnie zresztą jest w przypadku tagu canonical), a nie dyrektywę. To ogromna zmiana, a atrybuty ugc i sponsored tylko mają tę zmianę uczynić nieco mniej widoczną.

W związku z tym samo oflagowanie linka nofollow nie będzie znaczyło, że link ten partycypuje w strategii SEO lub nie.

Koniec końców odnieść można wrażenie, że po 15 latach od wprowadzenia atrybutu nofollow nastąpił kryzys jeśli chodzi o linkowanie naturalne. Duże wydawnictwa domyślnie używają atrybutu nofollow i tym samym zakrzywiają to jak naturalne linkowanie wyglądałoby gdyby tego tagu nie prowadzono.
Wikipedia, która dziś jest silnie moderowana, również nie rezygnuje z atrybutu nofollow (więc nie można założyć że nofollow to obrona przed spamem).

Z drugiej strony spamowanie komentarzy w blogach nie osłabło, a wręcz można odnieść wrażenie że przybrało na sile, mimo 15 lat istnienia tagu nofollow. Kto ma np. stronę na WP ten wie.

Nofollow miało być remedium które chroni algorytm Google i użytkowników tej wyszukiwarki przed nadmierną manipulacją i niskiej jakości wynikami, chyba wymknęło się jednak spod kontroli.

Łukasz Żelezny

SEO Consultant, https://zelezny.uk


Google wprowadzając parametry UGC i SPONSORED samo przyznało, że nad tego typu rozwiązaniem pracowało przez kilka (naście?) ostatnich miesięcy. Zauważcie, ile ludzi tak naprawdę śledzi działania Google pod kątem SEO – garstka w stosunku do liczby witryn, które Google analizuje. To z kolei oznacza, że być może, 90% webmasterów nie wie i nigdy się nie dowie o takich parametrach jak nf, ugc czy sponsored. Google również przyznało, że webmasterzy nie muszą wstecznie uzupełniać tych parametrów.

Skoro jednak Google wprowadziło to parametry to oznacza, że prosi branżę SEO o samopodpierdolkę – wy nam podacie, jak na tacy, jak interpretować wasze linki, a my dzięki temu nie będziemy musieli tego analizować. No i technologicznie nie będziemy musieli inwestować w nie wiadomo jakie programy do analizy tych linków. Ot, po prostu, podacie linki na tacy. To przypomina mi wdrożenie Disavow Tool, za pomocą którego zrzekaliśmy się linków. Oczywiście w przypadku DT, niektóre „ruchy seo” były uzasadnione. Nie mniej jednak patrząc przez pryzmat narzędzia to disavow tool oraz markowanie linków to przecież niemalże to samo.

Rozmyślając też o markowaniu linków parametrem NOFOLLOW Google mówi, że będzie to jakiś tam mniejszy lub większy „hint” – czyli, że jednak potwierdza, iż analizuje to co znajduje się za linkiem nofollow od dawna – pewnie niemalże od początku. Skoro PageRank jest obliczany logarytmicznie na podstawie jakichś parametrów i między innymi linków, to logarytm od czegoś daje coś, ale zerem już być nie może – więc nofollow działa? 😉

Skoro mamy sami się podkładać linkami typu ugc i sponsored to, moim zdaniem, trzeba to na początku „olać” i zobaczyć jak Google podejdzie do analiz, kiedy nic nie będzie robione.

I jak to w SEO – podejdźmy do tego na spokojnie. Pierwsza większa akcja czyszczenia PBNów będzie odpowiedzią co dalej z platformami blogowymi 🙂

Reasumując – czekamy i patrzymy co dalej.

Paweł Gontarek

https://www.zgred.pl/


Tak się składa, że widziałem oficjalnego maila od Gary Illyes'a wysłanego na 2 tygodnie przed publicznym ogłoszeniem zmian w dokumentacji Google. W mailu tym jest konkretne wytłumaczenie, po co to wprowadzili oraz co się będzie działo w najbliższych miesiącach. Zmiana w dyrektywie rel="nofollow" w perspektywie najbliższych miesięcy będzie mieć ciekawy wpływ na sposób przetwarzania link buildingu i finalne efekty.

Pomijając efekt rynkowy, który pojawi się wśród wydawców, którzy sprzedają linki w skali makro, zmiany będą miały bezpośredni wpływ na sposób przetwarzania grafu linków. Co najważniejszego uległo/ulegnie zmianie?

Najważniejsze to, że linki opatrzone parametrem nofollow przestają być DYREKTYWĄ jak dotychczas a stają się SUGESTIĄ. Jest to podobny mechanizm. jak w przypadku nagłówków canonical (sugestia) i przekierowaniach 301 (jednoznaczne wskazanie).

Cytując fragment maila: "Decreasing the weight to "hint" was necessary because we've reached a state where nofollow was doing more harm than good even for good sites". Całość maila mocno sugeruje, że linki klasy nofollow mogą (ale nie muszą) pojawić się w grafie linków i przekazywać page rank (oraz link juice) - czego do tej pory nie robiły.

Moim zdaniem jest to bardzo dobra nowina. W temacie pojawiają się również nowe dyrektywy rel="ugc" oraz rel="sponsored". W mailu znajduje się jasne wyjaśnienie co to jest/co to będzie. Cytując fragment maila: "Both will be used mostly for large scale training if they get resonable adoption, and otherwise they (already) act as nofollow...". Jest to jasna informacja że parametry te służą do nauki nowych modeli machine learning w Google - tak samo jak np. disavow file. Całość maila okrszaona jest jasną informacją: "... however we do give a 6 months of incubation period for using nofollow links for discovery". Czas na wnioski będzie w marcu 2020.

Robert Niechciał

Ekspert SEO, https://niechcial.io


Zacznę od tego, że prędzej czy później musiał nadejść czas, w którym Google zmieni sposób traktowania linków opatrzonych atrybutem "nofollow". Jak się okazało w ostatnim czasie, zmiana ta dotyczy traktowania tego atrybutu jedynie jako wskazówkę, a nie całkowitą blokadę przed zliczaniem i to moim zdaniem jest znacznie ważniejsze, niż sam fakt wprowadzenia dodatkowych atrybutów doprecyzowujących przeznaczenie linka.

Po ostrych akcjach sprzed wielu lat, kiedy to Google wypuściło pierwszą aktualizację Pingwin i w podobnym czasie zaczęły się również masowe ręczne kary za tzw. nienaturalne linki, coraz więcej osób zwyczajnie zaczęło się bać linkować na zewnątrz linkami dofollow. Na co dzień widzę publikacje w mniej lub bardziej popularnych serwisach (również branżowych), które stosują nofollow nawet do wskazania źródeł informacji czy też do stron, o których wspominają w treści artykułów w zupełnie naturalny sposób. Największe serwisy informacyjne czy tematyczne przyjęły politykę linkowania poza swoją domenę z nofollow, przez co nie trudno trafić na raporty bazujące na danych z zewnętrznych serwisów, a nawet wykorzystujące ich opracowania graficzne, ale z linkiem nofollow (w najlepszym przypadku), a nawet z niepodlinkowaną wzmianką. Ostatnio w naszym zespole przygotowaliśmy pełną treść artykułu dla jednej z gazet. Nawet w takim przypadku link w internetowej wersji był opatrzony atrybutem "nofollow", za którego zdjęcie musielibyśmy zapłacić tak jak za artykuł sponsorowany.

Google przez swoje wieloletnie działania samo sobie zaszkodziło. Tak mocno zafiksowało się na punkcie karania za nienaturalne linkowanie, że doprowadziło do znacznego zmniejszenia liczby w pełni naturalnych linków, które mogły przekazywać swoją moc i tym samym wpływać na pozycje. Moim zdaniem wprowadzona zmiana jest jak najbardziej uzasadniona z punktu widzenia wyszukiwarki, aczkolwiek również dla nas, seowców, otworzy ona większe możliwości - w końcu znacznie łatwiej jest o link nofollow, który od teraz będzie dawał nam pewne szanse na to, że zostanie on zliczony i pomoże w pozycjonowaniu.

Jeśli chodzi o 2 nowe atrybuty, to wydaje mi się, że przede wszystkim popularne platformy blogowe, serwisy społecznościowe i fora wprowadzą rel="ugc" w komentarzach, postach i stopkach. Jednak przeciętny właściciel strony raczej nie będzie wnikał w szczegóły na temat różnic w zastosowaniu nofollow, sponsored i ugc, więc nie zdziwię się, jeśli po kilku latach Google wycofa się z ich stosowania. Z drugiej strony zastanawiam się, czy sam fakt wprowadzania jakichkolwiek zmian w tych atrybutach nie jest sygnałem tego, że zbliżają się kolejne akcje karania za backlinki.

Marta Gryszko

https://www.lexy.com.pl/blog


Od blisko 15 lat atrybut nofollow wskazywał, że dany link kieruje do potencjalnie niezaufanego źródła – tym samym Google chciało zapobiegać przenoszeniu „link juice” do serwisów zewnętrznych. Była to rzekomo recepta na walkę ze spamem w komentarzach na forach czy blogach.

Obecnie otrzymaliśmy informację o tym, że linki nofollow były analizowane przez Google, dając tym samym, jak sami wspominają pewnego rodzaju „hint”. Google przekonuje, że nie ma konieczności zmieniania dotychczasowych linków wg nowych wskazówek oraz stosowania się do nich w przyszłości.

Nie wierzę w „dobroduszność” wyszukiwarki odnośnie tego, że nowe znaczniki „sponsored” oraz „ugc” mają pomóc webmasterom w zarządzaniu profilem linków – taaak jasne. Atrybut rel="sponsored" to nic innego jak przesłanie do Google swojego zaplecza linkowego zawierającego ten znacznik.
Po pewnym czasie za pewne tego typu miejsca zostałyby oflagowane i z dużym prawdopodobieństwem zostałyby traktowane jako spam. Oznaczając linki jako „sponsored” ujawniamy sporą część warsztatu budowania profilu linków dla stron swoich klientów. To dla taki upgrade narzędzia Disavow.

Z kolei atrybut „ugc” to w mojej opinii update i rozbicie na dwa samego „nofollow”. Atrybut dedykowany wpisom tworzonym przez użytkowników w internecie. Nie wnosi to nic rewolucyjnego, gdyż dotychczas w zbliżony sposób funkcjonowało samo „nofollow”.

Nie jestem takim optymistą odnośnie tej zmiany. Nie jest to dla mnie również rewolucja jakościowa – bo jaki sens jakościowy może mieć oflagowanie jako spam, sporej części internetu gdzie umieszczane są artykuły sponsorowane (od wielkich wydawców, po pojedyncze blogi).

Czy obecne zmiany w klasyfikacji atrybutów linków coś zmienią? W mojej opinii: NIE.

Linki oznaczone jako „sponsored” nic nie wniosą, poza tym, że Google dostanie podstawione pod nas nasze linki, które do tej pory jak widać były analizowane przez roboty. W nowej konfiguracji – Google nie musi już wykonać tej roboty, bo tą wykonaliśmy już za nich. Podkładamy się Google’owi i to na dodatek - na własne życzenie.

Linki oznaczone jako „ugc” również nie wprowadzają rewolucji – jeśli mają uchronić serwisy przed odpływem „link juice” to można to testować. Natomiast nam SEO-wcom zależy właśnie na przepływie mocy lub autorytetu.

Co należy robić? W mojej opinii – nic. Czekać i analizować, czy ma to jakikolwiek wpływ na osiągane wyniki. Jeśli wszystkie platformy blogowe zostaną „wyorane” to znaczy, że Google znowu działa na przekór SEO-wcom, a nie dba o jak najlepsze działanie algorytmu (bo ten z wieloletnich doświadczeń wiemy, że jest ułomny, a zaproponowane zmiany nic nie poprawiają, ani nie dywersyfikują działań linkbuildingu).

Kamil Demidowski

SEO Team Leader, https://kamildemidowski.pl/


Nie widzę powodu, dla którego ktokolwiek miałby używać atrybutu "sponsored". Mało prawdopodobne, żeby wydawcy sami chcieli podkładać się algorytmowi, flagując komercyjny linkbuilding, a z drugiej strony - SEO'wcy za takie linki przecież nie zapłacą. Rel "sponsored" będzie pewnie popularny wśród osób, które jako pierwsze wysyłały do Google "disavow" z listami seo-katalogów (czyt. rycerzy).

A "ugc"? Jeśli "ugc" będzie lepiej chronił wydawców stron (np. blogerów, właścicieli forów dyskusyjnych) przed drenażem linkjuice'u z domen, jakimi zarządzają, to dla mnie jak najbardziej okej. Bo "nofollow" może i nie przekazuje mocy z samego anchor text'u, to sam crawler za tymi linkami i tak podąża. Gdyby miało się okazać, że "ugc" wyklucza jakąkolwiek aktywność crawlera (tj. wstrzymuje crawlera i nie przekazuje nawet szczątkowego linkjuice'u), to na plus.
"ugc" trzeba będzie przetestować, a "sponsored" wykluczyć z dobrych praktyk. Dofollow górą.

Adrian Pakulski

Specjalista ds. SEO, https://paq-studio.com/


Nowe atrybuty rel nie zrobią furory. Ale i tak zrobią swoją robotę. W mojej ocenie wprowadzenie tych atrybutów to sygnał, że Google wkracza powoli w bardzo mocne wykorzystanie… sztucznej inteligencji.

Co potrzebuje sztuczna inteligencja aby „nauczyć się” wykonywać jakieś działanie? Potrzebuje danych szkoleniowych. Coś co inżynier będzie w stanie „włożyć” w algorytm SI i nauczyć go pewnych schematów. Chyba wiecie już w którą stronę zmierzam?

Daleki jestem od wszelkich teorii spiskowych ALE…

Wystarczy, że z nowych znaczników „sponsored” czy „ugc” korzystać będą tylko najwięksi wydawcy i kreatorzy treści a także kilka mniejszych stron (Ci którzy stwierdzą, że dla poprawy pozycji należy korzystać z tego rozwiązania lub po prostu boją się Google) i już mamy idealne dane wsadowe.

Jaki będzie tego efekt? Na początku pewnie pójdzie parę zasłon dymnych pokazujących jakie to te znaczniki są ważne. Możliwe, że faktycznie będą w jakimś tam drobnym stopniu wpływały pozytywnie na widoczność. Finalnie jednak – Google zrobi czary mary, hokus pokus i wdroży poprawkę uderzającą w najpopularniejszy ostatnio sposób linkowania – artykuły sponsorowane i marketing szeptany. Także szykujcie się – kolejny dzień zero zbliża się wielkimi krokami.

Tomasz Stopka

CEO, https://semurai.pl


Nowe atrybuty linków przedstawione przez Google 10 września mogą wiele zmienić w procesie pozycjonowania. Co prawda nie brakuje głosów, że pewnie wydawcy je w dużej mierze zignorują (podobnie jak z nieprzestrzeganiem wytycznych dotyczących używania atrybutu nofollow przy linkach o charakterze reklamowym) lub w ogóle nie będą świadomi ich istnienia. Jestem jednak przekonany, że mamy do czynienia z poważniejszym zjawiskiem.

Gdy w 2005 r. Matt Cutts ogłosił (https://googleblog.blogspot.com/2005/01/preventing-comment-spam.html) powstanie atrybutu nofollow, główną intencją było przeciwdziałanie SPAM-owi na blogach (i szerzej, we wszelkich miejscach, gdzie to użytkownik, a nie autor strony może dodać odnośnik).

Do tego szybko doszła rekomendacja, aby nofollow wykorzystywać także w przypadku wszelkiego rodzaju treści reklamowych (https://support.google.com/webmasters/answer/66356). W związku z powyższym można powiedzieć, że atrybuty ugc (user generated content) oraz sponsored niewiele zmieniają, bo niejako dublują to, co Google wprowadziło (wraz z szeregiem dostawców oprogramowania i wydawców) około 14 lat temu.

Podejrzewam jednak, że o ile ugc, sponsored będą mogły być stosowane wymiennie z nofollow w wielu przypadkach, to jednak ich waga będzie inna i każdy link będzie mógł podlegać bardziej precyzyjnej ocenie przez algorytm. Poniekąd już to się działo, od kiedy dowiedzieliśmy się, że nawet linki dofollow mogą zostać zdewaluowane, wykreślone z grafu i nie brane pod uwagę w procesie ustalania rankingu. Teraz dochodzi jeszcze jeden scenariusz - linki nofollow będą mogły być traktowane jako dofollow.

Google chce lepiej zrozumieć naturę linków w sieci i osobno interpretować te rzeczywiście tworzone przez użytkowników, te o charakterze jednoznacznie płatnym (chociaż to też może przenosić jakiś procent zaufania do reklamodawcy) i pozostałe, które być może oznaczone rel=„nofollow”, jednak powinny przenosić autorytet i link juice.

Jeśli odnośnik nofollow powiązany kontekstowo ze stroną docelową, zostaje umieszczony przez zaufanego autora na stronie o wysokim poziomie zaufania i specjalizacji w danym temacie, to czemu miałby nie działać na plus wskazywanego adresu URL? Takich przypadków może być wiele, a algorytm może dokonywać decyzji indywidualnie lub też bazując na machine learningu ekstrapolować wnioski z uprzednio zbadanych grup na całe zestawy linków.

Zatem stoimy przed scenariuszami, w których część linków (niech to nawet będzie ilościowo 5-10%) może zostać efektywniej zdewaluowana, a inne mogą zacząć się liczyć.

W dobie zaktualizowanego algorytmu Page Rank (https://www.seobythesea.com/2018/04/pagerank-updated/), gdzie liczy się nie sama moc linków (rozumiana jako suma jednostkowych wartości każdego z nich), lecz szukanie najkrótszej ścieżki do tzw. seeda, nawet niewielka zmiana w profilu odnośników może powodować znikanie pewnych ścieżek i powstawanie nowych. Czy w związku z tym w marcu 2020 r. (na ten czas zaplanowana pełne włączenie linków nofollow do crawlowania sieci) będziemy obserwować falę wzrostów i spadków? Trudno powiedzieć, bo możemy tylko spekulować na ten moment. Niemniej trzeba brać taki scenariusz pod uwagę, a także to, że bardzo ciężko będzie nam wtedy przeanalizować, co się dokładnie stało, gdyż raczej nie będziemy dostawać od Google raportu, które linki nofollow zostały włączone do grafu, a które dofollow wyłączone.

Szymon Słowik

SEO & Digital Marketing Strategist, https://takaoto.pro


Nowe atrybuty linków w prezencie od jaśnie nam panującego Google.

Kilka dni temu Google opublikowało informację, że prawie po 15 latach istniejący parametr dotyczący linków (czyli aktywnych odnośników prowadzących do witryn) wzbogaca o kolejne dwa parametry czyli „rel: sponsored” i „rel: ugc”. Pierwszy z nich ma dotyczyć linków reklamowo/sponsorowanych czyli takich które powinno się umieszczać w publikowanych materiałach reklamowych (w przypadku polskich realiów sami wiecie, że praktycznie chyba tym parametrem powinno być oznaczone ponad 90% wszystkich umieszczanych linków w sieci 😉 Drugi ma służyć oznaczaniu treści generowanych przez użytkowników serwisów którzy umieszczają treści w postaci komentarzy pod artykułami czy też w postaci postów na forach.

W związku z powyższym nasuwa się pytanie: ”Skąd i dlaczego taki pomysł na rozszerzenie atrybutów dotyczących linków o dwa nowe???

Moim zdaniem odpowiedź jest prosta: algorytm Google nadal jest w miarę łatwym (dla prawdziwych „SEOwców”) do zmanipulowania, nadal jego jednym z głównych parametrów jest jakość oraz ilość linków prowadzących do danej witryny internetowe. Napisałem jednym z głównych chociaż istnieją inne (nawet czasami ważniejsze parametry) decydujące o widoczności strony internetowej w wynikach wyszukiwań.

W związku z powyższym naturalnym było, że prędzej czy później twórcy algorytmu muszą go wzbogacić o parametry które pozwalały by na ocenę interakcji użytkowników oraz lepiej odróżnić odnośniki umieszczane „naturalnie” od tych umieszczanych w wiadomym celu. To chyba najprostsze wytłumaczenie tego co się stało. Po prostu jest to znaczne ułatwienie dla algorytmu pozwalające (teoretycznie) dokonać jeszcze lepszej oceny „wartości” danej strony, nie angażując zbytnio dodatkowych mocy przerobowych w analizę intencyjności umieszczenia danego linku oraz analizę serwisu w którym one zostały umieszczone.

W sumie takie działanie niejako stoi w sprzeczności z informacjami/plotkami sprzed jakiegoś tam czasu dotyczącymi tego, iż Google zaczyna odchodzić od oceny witryny na podstawie prowadzących do niej linków zwrotnych.

Co to zmieni w branży?

Praktycznie nic się nie powinno zmienić, z pewnością nowe parametry wprowadzą dostawcy silników blogowych oraz for internetowych. Ja zastanawiam się nad jednym, skoro Google ustami swoich przedstawicieli cały czas trąbiło wszem i wobec , że najważniejsze w rankowaniu są sygnały pochodzące od użytkowników, to jaką wartość w rankowniu danej witryny będzie miał link z parametrem „rel: ugc” w porównaniu z odnośnikiem „klasycznym” pozbawionym jakiegokolwiek atrybutu???

Na odpowiedź trzeba będzie poczekać tak z kilka miesięcy obserwując i analizując „nowe” backlinki prowadzące do serwisów.

P.S. Jestem ciekaw, które narzędzie do analizy linków zwrotnych zostanie jako pierwsze wzbogacone o możliwość zliczania linków z nowymi parametrami.

Krzysztof Ziółkowski

CEO Jarida Group, https://www.jarida.pl/


Nowe wytyczne Google spowodowały więcej niejasności i zamieszania, niż usprawnienia. Od razu nasuwa się pytanie „dlaczego Google wprowadziło zmiany w atrybucie „rel”? Niby stanowisko Google w tej sprawie jest jasne, ale po co robić segregacje linków „nofollow” na „sponsorowany” i „komentarz”?

W oficjalnych ogłoszeniach Google zawsze szukałem drugiego dna i tak jest i tym razem. Co daje Google wiadomość o linkach wychodzący z parametrem rel=”sponsored”? Informację, że my jako serwis nie rekomendujemy artykułu u nas zamieszczonego, bo jest to czyjaś publikacja i MY się pod nią nie podpisujemy.

Jak Google zachowa się wobec takiej publikacji? Jak Google zachowa się wobec serwisu, który ma tylko takie linki? Na pewno na te pytania poznamy odpowiedź w niedalekiej przyszłości. Bo w końcu po coś zostały wprowadzone te nowe oznaczenie i w moim odczuciu nie będą dotyczyły stron linkowanych a linkujących. Zatem moja teoria jest taka, że Google tutaj bardziej będzie się interesowała stronami, które mają takie linki, jak tymi, do których te linki lecą.

Tomasz Wieliczko

Dyrektor ds. SEO, https://xann.pl


Wprowadzenie przez Google nowych atrybutów może stanowić otwarcie nowego rozdziału. Atrybut "user generated content" Wiedzieliśmy, że treści dostarczane przez użytkowników są ważne,  teraz fakt ten jest wyraźnie zaakcentowany. W strefie domysłów pozostaje, jak silne będzie oddziaływanie takich treści na widoczność witryny na konkretne słowa kluczowe. Dużo mniej emocji wzbudza bez wątpienia atrybut "sponsored".

Możemy przypuszczać, iż będzie on marginalizował moc linku oznaczonego takim atrybutem, ze względu na jego reklamowy charakter. Nie pozostanie nam jednak nic innego, jak eksperymentować i sprawdzać, jak nowe atrybuty będą przekładały się na pozycje. Im szybciej wyciągniemy konkretne wnioski, tym efektywniejsza powinna być nasza praca.

Paweł Sypniewski

Właściciel GM Media, https://gmmedia.com.pl/


Uważam, że o ile wprowadzenie przez Google dodatkowych wartości atrybutu rel niewiele zmieni, to zmiana podejścia do nofollow może być znamienna. Oznaczanie linków atrybutem rel="nofollow" stanowiło do tej pory m.in. ochronę przed sklasyfikowaniem niektórych linków jako łamiących wytyczne Google. Istotna zmiana, o której Google nas poinformowało, to możliwość oceny przez algorytm, czy użytkownik zasadnie zastosował nofollow dla linka oraz potraktowania tego oznaczenia jako wskazówkę.

Ponieważ dotąd rel="nofollow" był zerojedynkowy - wyłączał całkowicie przepływ PageRanku, to z lęku właścicieli stron przed potencjalną karą mógł być wykorzystywany nieoptymalnie - po fali filtrów dla stron wywołanych przez algorytm Pingwin w 2013 roku wielu administratorów serwisów wolało dmuchać na zimne i stosowało nofollow masowo, co z punktu widzenia algorytmu również jest niekorzystne. Teraz to Google oceni, czy (a może też w jakim stopniu) tak oznaczone linki rzeczywiście powinny blokować przepływ mocy.

Należy się spodziewać, że część linków oznaczonych przez rel="nofollow" zacznie przenosić moc wskutek pozytywnej ich weryfikacji przez Google.

W praktyce może to wyrównać szanse między stronami, które linkują w sposób bardzo zachowawczy, stosując oznaczenie nofollow hurtowo, a stronami, które prowadzą śmielsze (względem wytycznych Google) strategie linkbuildingu, odważniej kalkulując ryzyko.

Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że linki zamieszczone w komentarzach Google chce traktować podobnie jak nofollow - ograniczać im przepływ mocy za pomocą atrybutu rel=”ugc”. Jako wyjątek w linkach w komentarzach, Google pozostawia dla komentujących, którzy zbudowali pewne zaufanie do siebie w danym serwisie. W ich przypadku atrybut rel="ugc" może być pomijany. To dość nieostre wytyczne, które zapewne zaowocują w branży SEO dyskusjami na temat, kiedy dany komentarz zasługuje na przekazanie mocy, a kiedy nie. Inżynierowie z Google również pewnie zdają sobie sprawę z faktu, że oznaczanie archiwalnych komentarzy nowym atrybutem może nastręczać sporo trudności, gdyż wymaga aktualizacji miliardów rekordów zapisanych w bazach danych. Z uwagi na to spodziewałbym się, że z większą pobłażliwością będą podchodzić do oznaczeń komentarzy, niż oznaczeń linków reklamowych.

Spodziewam się także, że Google będzie oceniał stosowanie tych oznaczeń stosownie do geolokalizacji strony z uwagi na różne podejście do wytycznych Google w krajach np. zachodniej i wschodniej Europy. Czas pokaże 🙂

Tomasz Kołkiewicz

CEO, https://seo4.net/


Google rozszerzyło pulę branych pod uwagę atrybutów linków o rel="sponsored" dla linków sponsorowanych, opłaconych oraz rel="ugc" dla linków generowanych przez użytkowników (User Generated Content). Oba atrybuty działają samodzielnie oraz w kombinacji ze sobą i z rel=”nofollow”. Równolegle zmieniono sposób interpretacji atrybutu rel="nofollow" jako „podpowiedź” nie dyrektywa.

Zmiana wpływa analogicznie na atrybut „nofollow” nałożony na linki w meta tagu „robots” (https://twitter.com/methode/status/1171951127916699648?s=21). Zapowiedziano też na marzec 2020 roku rozszerzenie tej interpretacji na wpływ atrybutu rel="nofollow" na crawlowanie i indeksację.

Zmiany mają na celu wykorzystanie przez Google większej ilości informacji dotyczących linków, m.in. ich anchor text (zmiana na „podpowiedź”) oraz lepsze zrozumienie nienaturalnych schematów linkowania. Dodatkowo zmiana na „podpowiedź” pozwala Google na branie pod uwagę linków mimo ich oznaczenia.

Zmiana z rel=”nofollow” na rel="sponsored" lub rel="ugc" (lub ich dodanie) nie jest wymagana. Aktualne rozwiązanie również jest akceptowane w wytycznych Google jako rozwiązanie dla linków, które nie powinny wpływać na ranking. Wydawcy mają dodatkowe możliwości jednak czy rzeczywiście wskazywanie linków sponsorowanych w tak oczywisty sposób będzie dla nich korzystnym rozwiązaniem? Podejrzewam, że z czasem ta „dobrowolność” wdrożenia nowych atrybutów może się zmieniać.

Mając tą świadomość, dla serwisów, które zarabiają na sprzedaży linków nieoznaczonych do tej pory rel=”nofollow” niewiele się zmienia. W dalszym ciągu brak oznaczenia jest dla serwisu ryzykiem kary za linki wychodzące, a cena sprzedaży linka jest pochodną braku jego oznaczenia.

Co rzeczywiście może się zmienić? Pisząc ten komentarz wyobrażam sobie wzrost liczby autorów / źródeł dla wpisów na przykład na Wikipedii czy moderowanych forach tematycznych. Linki oznaczone rel=”nofollow” mają od teraz oficjalnie potencjał wpływać na ranking i jest to tym bardziej prawdopodobne im większy autorytet serwisu, na którym są zamieszczone. Podejrzewam jednak, że ważna będzie przy tym jakość strony docelowej linka, jej wartość merytoryczna więc zupełny spam prawdopodobnie tutaj aż tak nie skorzysta. Na pewno jednak będą osoby chcące przetestować / wykorzystać tą szansę.

Zwiększyć się może zróżnicowanie ofert publikacji sponsorowanych o różne wersje oznaczeń jednak nie ma to większego sensu dopóki nie pojawią się potwierdzone (przetestowane) różnice w interpretacji przez Google poszczególnych „podpowiedzi” w atrybutach linków. Można na przykład spodziewać się większego wpływu na pozycje linków z rel=”ugc” i rel=”nofollow” niż z rel=”sponsored” a więc i większego popytu na takie oferty.

Trzeba też mieć na uwadze zapowiedzianą zmianę wpływu rel=”nofollow” na crawlowanie i indeksację jeśli do tej pory ktoś korzystał wyłącznie z tego rozwiązania np. w przypadku nawigacji fasetowej. Moim zdaniem już teraz warto rozważyć i zaplanować wdrożenie innej metody zarządzania indeksacją.

Katarzyna Jakubów-Tyka

Kierownik działu SEO , netim.pl


Są to zmiany, które będzie można w jakimś stopniu mierzyć i testować. W przeszłości mieliśmy wiele aktualizacji algorytmu Google typu Hummingbird, Rankbrain czy wiele nieoficjalnych, nazwanych przez seowców jak Phantom itd. Nie było jednak jasnego punktu odniesienia czego tamte aktualizacje dotyczyły, więc pojawiała się masa różnych publikacji i teorii, czasem mocno naciąganych. Dodatkowo, po odejściu Matta Cuttsa Google wybrało ścieżkę zero komunikacji. Na szczęście od kiedy w Google zaczął pracować Danny Sullivan to stopniowo się poprawia. W tym przypadku mamy konkretne wskazanie - po 15 latach zmieniamy podejście do nofollow, wprowadzamy nowe tagi itd. Pozwoli to przeprowadzić seowcom testy i sprawdzić skalę zmian. Poczekajmy, wyniki mogą być ciekawe.

Dużo emocji wzbudza wprowadzenie tagu sponsored. Z dotychczasowych informacji wynika, że to będzie bardziej doprecyzowana wersja nofollow. Pytanie, czy wydawcy będą stosowali ten tag? Mogę sobie wyobrazić scenariusz, gdzie wysyłana jest fala kar manualnych dla wydawców tekstów sponsorowanych, by wzbudzić strach i przekonać do stosowania odpowiednich oznaczeń. Jak sam tag sponsored będzie działał w praktyce przy linkowaniu? To również jest do przetestowania.

Uważam, że dużo więcej ciekawych informacji, właśnie na bazie testów, będziemy mieli za kilka miesięcy i wtedy będzie można podjąć bardziej konkretne decyzje czy zmieniać coś w swojej strategii i podejściu do linkowania.

Szymon Spychała

carted.pl


W mojej opinii to kolejny krok w walce z „nienaturalnym” linkowaniem. Jeżeli wydawca publikował płatne treści, w których umieszczał linki wychodzące, to zgodnie z dotychczasowymi wytycznymi Google, musiał oznaczyć artykuł jako sponsorowany, a także użyć atrybutu rel="nofollow" dla linków wychodzących. Nowy atrybut rel="sponsored" ma ułatwić decyzję wydawcom, w jaki sposób oznaczać linki wychodzące z płatnych artykułów w ich serwisach. W przypadku treści sponsorowanych, nie zawsze link wychodzący oznaczony jako rel="nofollow" prowadził do strony o niskiej reputacji, a często wręcz przeciwnie.

Teraz ma to być uporządkowane i zróżnicowane, mianowicie linkując do wartościowej strony z artykułu sponsorowanego, wydawca może użyć nowego atrybutu, innego niż rel="nofollow", ale określającego, że link jest kupiony. Nie oznacza to oczywiście, że link rel="sponsored" będzie traktowany jak "dofollow", pomoże natomiast robotom wyszukiwarki Google w jeszcze lepszym rozumieniu intencji wydawcy umieszczającego link, a tak naprawdę w walce z „nienaturalnym” linkowaniem (zapewne takie jest założenie). Podobnie z linkami wstawianymi samodzielnie przez użytkowników - należy wtedy użyć atrybutu rel="ugc". Również w tym przypadku pomoże to określić Googlebotowi rodzaj linków i jeszcze lepiej analizować domeny i ich profile linkowania.

W finalnym rozrachunku Google będzie deprecjonować moc linków rel="sponsored" i rel="ugc", tak jak ma to miejsce w przypadku rel="nofollow", z tym wyjątkiem, że teraz będzie jeszcze bardziej pewne, skąd pochodzi link. Dodatkowo będzie mogło jeszcze dokładniej „wyłapywać" witryny, do których w znacznej większości prowadzą linki np. z komentarzy na blogach/forach lub z kupionych artykułów sponsorowanych. Oczywiście, jeżeli nowe atrybuty zostaną realnie używane przez właścicieli witryn internetowych.

Dawid Medwediuk

SEO Specialist , dawidmed.com


Do tej pory wybór był prosty - publikacja linku nofollow lub tzw. dofollow. Teraz trochę to się zmieni. Moim zdaniem nowe atrybuty linków "sponsored" i "ugc" wprowadzą małe zamieszanie w życiu osób zajmujących się strategią pozyskiwania odnośników. Jest to dla mnie małe zaskoczenie, bo mogłoby się wydawać, że Google już wcześniej potrafił sprawnie rozpoznawać schematy linkowania, określać wartość odnośników i na tej podstawie "uczyć się", które linki to przejaw manipulowania rankingiem.

Zmiany wprowadzane przez Google mogą zaskoczyć wydawców. Co niektórzy nie będą świadomi nowych atrybutów dla linków. Najbliższe prośby o lokowanie odnośników z nowymi atrybutami "sponsored" bądź "ugc" mogą być za pierwszym razem egzotyczne. Tym samym rodzi to też potrzebę, aby same platformy pośredniczące w publikacjach wprowadziły docelowo modyfikacje w tym kierunku. Czy to oznacza zmianę cenników publikacji? Tego nie wiem, na pewno w najbliższym czasie mogą się pojawić kolejne pozycje w cennikach.

Na pewno czasu będą potrzebować też developerzy, którzy przez ostatni czas budowali serwisy. Tym samym systemy komentarzy czy postowania powstawały z przekonaniem, że linki należy tagować atrybutem nofollow bądź pomijać wszelkie atrybuty dla linków wychodzących.

To jest dobry czas, aby testować i sprawdzać, jak nowe atrybuty wpływają (lub nie) na końcową widoczność serwisów. Obawiam się jedynie, że Google może dewaluować w przyszłości linki (oby nie), skoro pozyska dodatkowe wskazówki odnośnie schematów lokowania linków. Moje rady? Myśleć już teraz o tym, że Google chciałby się nauczyć więcej o stosowanych strategiach link buildingu. Ja polecam dywersyfikować profile linkowe domen, zarówno w kwestii tekstów zakotwiczenia, serwisów jak i sposobu lokowania.

Piotr Michalak

Doradca Zarządu ds. rozwoju biznesu, https://piotrmichalak.pl/


Zmiany w atrybutach linków - podsumowanie

Wbrew pozorom intuicja, doświadczonych już przez życie (Google?) SEOwców, prowadzi Ich w podobnym kierunku.  Z wypowiedzi 17 Ekspertów, których poprosiliśmy o wyrażenie opinii na temat nowych atrybutów linków, wynika kilka ważnych rzeczy:

  1. Wprowadzenie rel=„sponsored” i rel=„ugc” ma na celu lepsze zrozumienie przez Google grafu linków i jest niejako kolejnym „wcieleniem” Disavow Tool. Wystarczy, by zaledwie część stron zaczęła stosować nowe atrybuty, a algorytmy będą mogły lepiej poznać i „zrozumieć” schematy w linkowaniu. Jako SEOwcy nie boimy się teorii spiskowych -  doświadczenie nauczyło nas, że niewiele zmian w Google dzieje się „tak po prostu”.
  2. Wdrożenie generuje szereg problemów i musi potrwać. Niełatwa będzie zmiana świadomości webdeveloperów i właścicieli stron. Istnieją również obawy, że ostatecznie ta zmiana może wpłynąć na ceny publikacji bez atrybutu „sponsored”.
  3. Wartość linka z nowym atrybutem może być bardzo niska lub nawet zerowa.
  4. Najważniejszą zmianą jest jednak ta, o której mówi się mniej i która została niejako przemycona w komunikacie Google, czyli rozpoczęcie traktowania rel=„nofollow” nie jako dyrektywę, ale sugestię, z którą wyszukiwarka może zrobić… tak naprawdę co chce.
  5. Nasi Eksperci przypuszczają, moim zdaniem słusznie, że wprowadzenie nofollow 15 lat temu i kolejne aktualizacje algorytmu Pingwin doprowadziły nas do momentu, w którym nawet w naturalnym linkowaniu i powoływaniu się na źrodło, wydawcy i webmasterzy nagminnie boją się użyć linka dofolow. Z tego względu zmiany są konieczne.

A co Ty sądzisz o nowych atrybutach i zmianie sposobu traktowania nofollow? Masz podobną czy odmienną opinię? Podziel się nią z nami w komentarzu 🙂

Ewelina Podrez

Red. Aleksandra Sudnik

Od wielu lat wieszczy się nadejście „roku mobile”. I fakt, coraz więcej użytkowników Internetu korzysta ze smartfonów, ale czy ten ruch przekłada się na sprzedaż z reklam Google Ads? Z doświadczenia wiem, że nie zawsze, a na pewno nie z sieci reklamowej (display). Niestety nowe zmiany Google zdają się nie uwzględniać tego faktu.

Kiedy ktoś pyta mnie, czy ruch mobile jest skuteczny pod kątem sprzedaży, odpowiadam, że zależy. To magiczne słowo rozpoczyna niemal każde zdanie na temat marketingu online. Musimy zdać sobie sprawę, że każdy biznes jest inny, zachowanie potencjalnych klientów bywa bardzo zróżnicowane, a do tego dochodzi kwestia samej platformy e-commerce, asortymentu, polityki cenowej i szeregu innych czynników, które sprawiają, że trudno jednoznacznie stwierdzić, czy w danym przypadku ruch mobile okaże się skuteczny.

Z doświadczenia wiem jednak, że bardzo ostrożnie należy podchodzić do kierowania reklam display na urządzenia mobilne, ponieważ reklamy mogą wyświetlać się na aplikacjach i w grach, co wiąże się z niechcianymi wejściami na stronę osób, które chciały reklamę zamknąć lub ją pominąć, ale przez przypadek w nią kliknęły.

W związku z tym taki ruch:

Było sobie adsenseformobileapps.com

Aby poradzić sobie z niechcianym ruchem pozyskanym z aplikacji mobilnych, marketerzy wykluczali wszystkie aplikacje z miejsc docelowych, na których mogły się wyświetlać reklamy, za pomocą jednego prostego triku. Wystarczyło wykluczyć adres adsenseformobileapps.com z kierowania i po kłopocie. Reklamy mogły się oczywiście wyświetlać użytkownikom smartfonów, ale na zwykłych stronach internetowych, nie zaś w aplikacjach. Dzięki temu rosła skuteczność pozyskanego ruchu, a budżet był rozsądniej wydawany.

 

Niestety od września ta metoda przestała działać. Google tłumaczy zmiany troską o użytkownika, ich celem ma być skuteczniejsze dotarcie z przekazem reklamowym do coraz większego grona użytkowników aplikacji mobilnych. Dziwny krok, zważywszy że większość specjalistów Google Ads korzystała z wykluczenia adsenseformobileapps.com. Czyżby chodziło o pieniądze?

Również funkcja wykluczenia niepełnoekranowej aplikacji G-mob przestała być dostępna

Inną opcją w panelu Google Ads, która pozwalała wyeliminować niechciany ruch z aplikacji mobilnych, była funkcja wykluczenia niepełnoekranowej aplikacji G-mob. Opcja ta znajdowała się w ustawieniach kampanii, w sekcji „Wykluczenia treści”. Oprócz wykluczania ruchu mobile, funkcja pozwalała także wyeliminować ruch z YouTube oraz z gier. Bez dwóch zdań było to narzędzie obowiązkowe w procesie budowania oraz optymalizacji każdej kampanii w sieci reklamowej. Niestety Google pozbawiło nas również tego narzędzia.

Jak wygląda teraz optymalizacja kampanii pod kątem ruchu z aplikacji mobile?

Pomimo wprowadzonych zmian Google pozostawiło przestrzeń dla specjalistów SEM pod kątem dokonywania zmian w omawianym obszarze. Aktualnie możemy wykluczać ruch z aplikacji na dwa sposoby:

  1. Wykluczenie kategorii aplikacji w panelu Google Ads

 

Wystarczy wejść na kampanię display, którą chcemy optymalizować i przejść do sekcji „Miejsca docelowe”, a następnie na „Wykluczenia”. Tam mamy do wyboru opcje wykluczania zdefiniowanych przez nas kanałów i filmów na YouTube, konkretnych aplikacji, których nazwy musimy sami wpisać oraz – i to jest dla nas najważniejsze – opcję wykluczenia kategorii aplikacji (141 rodzajów). Niestety musimy przeklikać się przez to ręcznie, co zajmuje kilka minut.

Na poczet przyszłych kampanii display możemy uprościć sobie sprawę i stworzyć listę wykluczanych kategorii aplikacji. Wystarczy przejść do sekcji „Narzędzia”, a następnie do „Listy wykluczenia miejsc docelowych”. Dodajemy kategorie aplikacji dokładnie tak samo, jak w przypadku wykluczenia na poziomie kampanii, a następnie nadajemy nazwę utworzonej liście. Otrzymaną listę możemy później wykorzystać w dowolnej kampanii display na koncie Google Ads.

  1. Wykluczenie kategorii aplikacji w AdWords Editor

Po otwarciu Edytora AdWords i pobraniu najświeższych zmian na koncie Google Ads (zawsze zalecane), wystarczy wejść na wybraną kampanię i przejść do sekcji „Słowa kluczowe i kierowanie”, a następnie do opcji „Kategorie aplikacji mobilnych, Wykluczenia”. Teraz możemy wykluczyć wszystkie kategorie aplikacji. Oba rozwiązania są skuteczne i tylko od osobistych preferencji każdego specjalisty Google AdWords zależy, z której będzie korzystał.

 

Może warto w takim razie całkowicie zrezygnować z ruchu mobile?

Skoro Google wprowadza zmiany z myślą o użytkownikach smartfonów – a które to zmiany nie są w smak dla większości specjalistów AdWords – może warto zaprzestać wyświetlania się na smartfonach? Jest to możliwe dzięki opcji ustawiania kierowania na określone urządzenia w ustawieniach kampanii. Funkcja ta pozwala wykluczyć ruch z trzech kategorii urządzeń: komputery, telefony komórkowe, tablety. Wówczas nie będziemy musieli martwić się o niechciany ruch z aplikacji mobile.

 

Osobiście nie rekomenduję tak radykalnego podejścia bez wcześniejszej analizy kampanii oraz skuteczności ruchu z różnych kategorii urządzeń. Wszystkie tego typu decyzje powinny być poprzedzone dogłębnym monitoringiem konta reklamowego.

Kolejna kwestia to cel naszej kampanii:

  1. Jeżeli prowadzimy działania zasięgowe i chcemy zwiększyć świadomość marki wśród potencjalnych klientów, nie ma sensu ucinać tak istotnego kanału dotarcia do użytkowników w sieci reklamowej jakim jest mobile. Nie oszukujmy się, większość z nas regularnie korzysta ze smartfonów każdego dnia. Niemniej warto zatroszczyć się o to, by wykluczyć aplikacje mobile z miejsc docelowych. Nikt nie lubi, jak w aplikacjach pojawiają się niechciane reklamy.

  1. Jeżeli prowadzimy kampanie efektywnościowe nastawione na sprzedaż i wiemy, że ruch mobile jest kosztowny i przy tym mało skuteczny, być może trzeba będzie usunąć z kierowania cały kanał mobile, a na pewno obniżyć strategię dostosowania stawek dla telefonów komórkowych. Nie musimy na start decydować się na wykreślenie ruchu mobile z naszej strategii. Możemy stopniowo taki ruch ograniczać i optymalizować.

 

Podsumowując, Google zmienił opcję radzenia sobie z niechcianym ruchem z aplikacji mobilnych, ale nadal mamy wpływ na to, gdzie planujemy wyświetlać nasze reklamy. Praca nad optymalizacją tego obszaru wymaga od nas nieco innego podejścia.

Ważne: Jeżeli w ostatnim czasie zauważyłeś, że twoje kampanie display sprowadzają dużo więcej mało zaangażowanego ruchu na stronę, przy czym zwiększył się współczynnik klikalności reklam graficznych, istnieje duże prawdopodobieństwo, że stare wykluczenia aplikacji mobile przestały działać. Radzę zastosować jeden z omawianych wyżej nowych schematów wykluczenia aplikacji mobile z miejsc docelowych.

Zapowiadany czy też nie, update algorytmu Google spędza sen z powiek SEOwców na całym świecie. Ekscytacja, niewiadoma, czasem obawa o wpływ na widoczność pozycjonowanych witryn są nieodłącznymi elementami aktualizacji. 27 września 2018 roku rozpoczął się proces wdrażania zapowiadanego update’u dotyczącego grafiki w Google. Specjaliści SEO mogą spojrzeć na wchodzące zmiany nieco spokojniej – teoretycznie nic nowego nie zagraża pozycjom w klasycznych wynikach organicznych Google (A przynajmniej nic o tym jeszcze nie wiadomo). Nie przechodzimy jednak wobec zmian obojętnie, gdyż właśnie ukazują nam się nowe szanse na promocję witryn, produktów oraz usług w Google.


Co nowego w Google?

Czytający media branżowe, z pewnością nie ominęli informacji o dwudziestych urodzinach Google. To właśnie podczas celebracji tego wydarzenia, ujawnione zostały szczegółowe informacje na temat nadchodzących zmian.

W ogólnym podsumowaniu:

„Stories” w Google dla urządzeń mobilnych

Funkcja „Stories” należy do jednej z głównych funkcji jaką spotkamy w Snapchacie, a od pewnego czasu także w Instagramie. To krótkie prezentacje złożone ze zdjęć, filmików, grafik i animacji, które pozwalają na atrakcyjną wizualnie organizację informacji. Podobne rozwiązanie znajdziemy również w Facebook Messengerze.

W mediach społecznościowych „Stories” stosowane są zarówno przez typowych użytkowników wspomnianych aplikacji, celebrytów, jak i organizacje. Im więcej masz fanów / obserwujących, tym więcej osób ujrzy to co chcesz pokazać w swojej historii. Wspomniane rozwiązanie potrafi być świetnym wsparciem marketingu lub nawet jego lwią częścią (zwłaszcza w przypadku Snapchaterów).

Pomysł „Stories” w przypadku kanałów social media, zdaje się, że został przyjęty na dobre, a przynajmniej na dłużej. Tym samym, Google postanowił zaadaptować opisywaną koncepcję do swojej wyszukiwarki dla urządzeń mobilnych. W efekcie otrzymujemy AMP Stories. Po to, by było łatwiej, ładniej oraz interesująco:

Zrzut ekranu z Instagram Story profilu Google
Zrzut ekranu z Instagram Story profilu Google

Trzy slajdy, trzydzieści sekund, trzy informacje

Wyobraźmy sobie przeglądanie porannych informacji. Wchodzimy pod adres naszego ulubionego portalu i przedzieramy się przez dżunglę nieinteresujących nas informacji, by wyselekcjonować kilka odnośników prowadzących do subiektywnie ciekawych newsów. Następnie poświęcamy kilkadziesiąt sekund by przejrzeć wzrokiem artykuł lub kilka minut by wnikliwie go przeczytać.

Czy można łatwiej? Z założenia „Stories” powinny pozwolić w kilkadziesiąt sekund dowiedzieć się o: kryzysie znanej spółki, nowym albumie gwiazdy popu oraz zdradzie, która wkradła się między związek pary celebrytów. To wszystko okraszone zdjęciami, krótkimi filmikami, infografikami czy też estetycznymi animacjami. Chcesz wiedzieć więcej? Kliknij albo przewiń do góry aby poznać więcej szczegółów. Nie interesuje Cię dana informacja? Po prostu przejdź dalej! Proste, prawda?

Wydaje się zatem, że wdrażana przez Google koncepcja, pomimo, że już „nie taka wcale innowacyjna”, jeśli zostanie mądrze zorganizowana, dostarczy atrakcyjne medium użytkownikowi, jak również publikującym.

Kto będzie tworzył „Stories”?

Na dobry początek, możemy spodziewać się pierwszych krótkich historii tworzonych przez Google. Będą one dotyczyły życia celebrytów oraz sportowców.

Kolejno, takie rozwiązanie będzie dostępne również dla publikujących. Tym samym możemy liczyć na atrakcyjne slajdy autorstwa twórców naszych ulubionych miejsc w sieci, jeśli owe zdecydują się na taką formę prezentacji danych.

Google zapowiedział również, że możemy liczyć na automatyczne generowanie historii za pomocą sztucznej inteligencji.

Zapowiada się obiecująco, ale na pytanie „Czy Stories w Google nas zachwycą?” trudno jeszcze udzielić odpowiedzi. Pozostaje czekać i obserwować zmiany.


Google Lens w Grafice Google

Google Lens mieliśmy już okazję poznać – to dedykowana aplikacja, pozwalająca na pozyskiwanie wiedzy o fotografowanym obiekcie. Podobnie od sytuacji, w której przy kasie skanowane są kody kreskowe produktów, w celu naliczenia opłaty, tak Google Lens pozwala na przechwycenie obrazu z aparatu urządzenia, a następnie odpytanie Google na przykład o informacje o zabytku, dostępność produktu czy też jego nazwę.

Wsparcie ze strony Google Lens w Grafice Google może okazać się ciekawym i użytecznym rozwiązaniem, które już znamy, ale tym razem stanie się ono jeszcze bardziej dostępne. W końcu wystarczy odwiedzić Google.pl czy Google.com i przesłać obraz interesującego nas obiektu.

Przedstawianie dodatkowych materiałów wideo na interesujące nas tematy

Dotąd po wpisaniu frazy w Google mogliśmy spodziewać się przede wszystkim:

Wraz z nowym updatem do wyników wyszukiwania wkroczy również sekcja proponowanych materiałów wideo. Algorytm Google będzie miał za zadanie zrozumienie naszego zapytania, a następnie skojarzenie go z filmami, które potencjalnie będą odpowiedzią na nasze zapotrzebowanie. Jeśli rozwiązanie spełni pokładane w nim nadzieje, w efekcie uzyskamy rzeczywistą pomoc i udogodnienie. Miejmy nadzieję, że mechanizm działania nie skupi się wyłącznie na parowaniu fraz z tytułami filmów i pójdzie o krok dalej.


Rozszerzone informacje dla wyników graficznych i interfejsu Grafiki Google

Z relacji Google wynika, że doczekamy się rozszerzonych wyników w Grafice Google. Takie rich snippets, tylko skupione na wynikach graficznych.
Czego możemy się spodziewać? Szeregu drobnych udogodnień, w postaci dodatkowych informacji o wyświetlanych wynikach.

Dodatkowo, Google przenosi znany z wersji mobilnej pasek wyświetlający podobne zapytania dla grafiki w Google, do wersji desktopowej.

Wydaje się, że w towarzystwie pozostałych zmian, te akurat będą bardziej kosmetyczne.


Page Authority ważnym czynnikiem dla pozycji w grafice Google

Google zwraca uwagę, że modyfikacje algorytmu wyszukiwarki grafiki w Google, będą kładły większy nacisk na autorytet domen, z których grafika pochodzi.

Dla specjalistów SEO może okazać się to pewną szansą, a zarazem zagrożeniem. Jeśli zależy nam na promocji grafiki, autorytet domeny będzie w większym stopniu wspierał to jak wysoko uplasujemy nasze wyniki w Grafice Google. Jednocześnie, powinniśmy liczyć się jeszcze bardziej z konkurencją dużych serwisów informacyjnych, które mogą silniej zagrzać miejsce w TOPowych wynikach.


Tych zmian nie przeoczymy…

Tego co aktualnie zmienia się w kwestii prezentacji grafiki w Google, nie sposób będzie przeoczyć. Użytkownicy, jak i specjaliści nie mają do czynienia z drobną aktualizacją, a dość silną ingerencją, mającą na celu, by Google stało się bardziej interaktywne, bardziej dostępne i lepiej dostosowane do trendów, które znamy na przykład z mediów społecznościowych.

Kończąc lekko humorystycznym tonem, większe zmiany w Google, nie zawsze muszą objawiać się lawinowymi zmianami widoczności witryn w wynikach wyszukiwania i podbitym ciśnieniem w środowisku SEO. Pomimo tego, warto nie zbagatelizować wchodzących zmian i postarać się je możliwie wykorzystać do promocji naszych witryn. W tym wypadku zdaje się, że będziemy mogli uruchomić dodatkowe pokłady kreatywności. W końcu nie tylko klasycznie znaną optymalizacją on-site i linkami SEOwiec żyje.

Od piątku 23 września oficjalna informacja o wdrożeniu aktualizacji algorytmu Google Pingwin zelektryzowała branżę SEO. Już na początku września pojawiły się pierwsze symptomy zmian w algorytmie Google. Wysokie skoki w pozycjach oraz intensywność zmian w wynikach wyszukiwania w połączeniu z brakiem obiecanej już w roku 2015 aktualizacji algorytmu, wyraźnie wskazywały na tego typu ruchy ze strony Google.

Jak już powszechnie wiadomo, Pingwin stał się bardziej precyzyjny oraz zaczął działać w czasie rzeczywistym w ramach podstawowego algorytmu Google. Choć temat był już poruszany wielokrotnie na blogach SEO, w tym artykule chciałabym skupić się na tym, jak przedsiębiorcy mają interpretować aktualizację.


Google Pingwin - słowem wstępu

Google Pingwin to algorytm odpowiedzialny za analizę jakości backlinków prowadzących do strony, który mocno zmienił oblicze działań pozycjonowania na świecie. Po raz pierwszy wprowadzony został 24 kwietnia 2012 i do tej pory doczekał się siedmiu aktualizacji, które zmusiły Specjalistów SEO do większej dbałości o jakość działań linkbuildingu prowadzonych dla Klientów. Wprowadzona we wrześniu aktualizacja 4.0 jest prawdopodobnie największą ze zmian - od tej pory Google Pingwin stał się częścią głównego algorytmu wyszukiwarki i działa w czasie rzeczywistym.


Algorytm "real-time" i jego konsekwencje

“Penguin's data is refreshed in real time, so changes will be visible much faster”

Do tej pory aktualizacje algorytmu Pingwin nadawały pewnej cykliczności w środowisku seowców. Zmiany pozycji, czy też ich wahania są zjawiskiem naturalnym, jednak to podczas kolejnych aktualizacji dokonywały się największe zmiany w wynikach wyszukiwania. Wtedy też wskutek prowadzenia działań niskiej jakości, strony najczęściej mogły otrzymać karę filtra. Działanie w czasie rzeczywistym oznacza to, że strona, która przykładowo zostanie ukarana przez algorytm nie będzie musiała czekać do kolejnej aktualizacji Pingwina, aby wrócić na swoje miejsce w wynikach wyszukiwania. To bez wątpienia dobra wiadomość dla właścicieli serwisów internetowych.


Większa dokładność

Kolejne dobre wieści są takie, że jak przyznaje sam Gary Illyes, przed ostatnią aktualizacją algorytmu, Pingwin obniżał pozycję całej strony, teraz natomiast, wraz ze swoją zwiększoną precyzyjnością, będzie karać tylko te podstrony, w których zostanie wykryte nienaturalne linkowanie. Co więcej, aktualnie pingwin będzie ignorował niskiej jakości linki, ale czy to oznacza koniec kar dla witryn? To jak zwykle pozostaje tajemnicą. Sekretem jednak nie jest, że katalogi SEO już oficjalnie są pod uważną obserwacją Google, co potwierdza tweet Illyes’a:

“Directories are very often not the right way to build links. Make sure you know what you're doing & remember that there's manual actions too”


Co radzimy?

Jeżeli do tej pory nie dbałeś o swój profil linków, jeszcze nie jest za późno. Zatrudnij kompetentną firmę SEO, która jak najszybciej pomoże Ci unieważnić linki ze stron o wątpliwej jakości, zadba o naturalnie wyglądający rozkład anchorów oraz zdywersyfikuje miejsca pochodzenia backlinków prowadzących do Twojej witryny. Warto również sprawdzić w narzędziach Ahrefs lub Majestic, z których katalogów SEO pochodzą linki, czy nie ma ich za dużo i jakiej są jakości. Pamiętaj, że Pingwin pracuje teraz w szybszym tempie i zapewne zostanie jeszcze ulepszony.

Od kilku dni w branży SEM głośno na temat wprowadzonych przez Google zmian w reklamach AdWords. Kwestia rewolucji w reklamach tekstowych rozpatrywana jest głównie w kontekście zmian w CPC (koszt kliknięcia) oraz CTR (współczynnik klikalności), a swoją popularnością dorównuje tematowi nowych ikon komentowania na Facebooku! Dziś chciałabym się jednak zastanowić nad wpływem, jaki będą miały omawiane zmiany nie tylko na kampanie reklamowe Google AdWords, ale przede wszystkim na pozycjonowanie stron.


Zmiany w Google AdWords

Słowem wprowadzenia: kilka dni temu (pierwsza potwierdzona informacja pojawiła na blogu Search Engine Land 19 lutego 2016 roku) Google zmniejszyło ilość reklam wyświetlanych w wynikach wyszukiwania, całkowicie wycinając te widoczne w prawym sidebarze. Tym samym na dole wyników wyszukiwania może pojawić się do trzech wyników reklamowych, a ich ilość na górze została zwiększona do czterech.

Jest to stała zmiana, której celem jest między innymi:

Warto również wspomnieć, że stale rozwijana usługa Google AdWords od niedawna pozwala na użycie nawet 6 linijek dla jednej reklamy. Wszystko to za sprawą bogatego arsenału rozszerzeń reklam tekstowych w wyszukiwarce.


Jak zmiany wpłyną na pozycjonowanie stron?

Nie jest tajemnicą, że użytkownicy wyszukiwarki są raczej leniwi i nie interesuje ich wiele poza wynikami widocznymi do tzw. „breaking point” – punktu załamania ekranu, po którym aby dostać się do dalszej części strony, należy użyć scrolla. Potwierdzają to przeprowadzone w Google badania eye-trackingowe, które analizują częstotliwość kliknięć w poszczególne wyniki wyszukiwania:

badania-eyetracking
Źródło: Moz.com


Zgodnie z powyższą heat-mapą największa uwaga użytkowników skoncentrowana była na pierwszych 6 wynikach wyszukiwania (w momencie badań były to maksymalnie 3 reklamy tekstowe i pierwsze 3-4 wyniki organiczne).

Co się stanie, gdy po zmianach użytkownik wpisze zapytanie dotyczące wysokokonkurencyjnej branży, w której na reklamy AdWords przeznacza są miliony złotych miesięcznie? Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, wystarczy spojrzeć na wyniki wyszukiwania do momentu breaking-point dla frazy „pit przez internet”, która od lutego do kwietnia jest jednym z bardziej konkurencyjnych zapytań zarówno w SEO, jak i w AdWords.

wynik wyszukiwania dla frazy "pit przez internet"
widok na wynik wyszukiwania dla frazy "pit przez internet" do breaking-point

Jak widać na załączonym obrazku, na ekranie z wynikami wyszukiwania nie pojawia się żaden wynik organiczny!

Na szczęście nie jest to norma dla każdej branży i niejednokrotnie można doświadczyć jeszcze wyników wyszukiwania, w których nadal widoczne jest TOP3 wyników organicznych. Nie zmienia to jednak faktu, iż obrazowany trend jest dość niepokojący.


Co zmiany oznaczają dla SEO?

Niewątpliwie wprowadzone zmiany budzą obawy zarówno u Specjalistów Adwords, jak i u osób zajmujących się pozycjonowaniem stron. Wcześniej pozycję w TOP3 organicznych wyników wyszukiwania uważano za wynik realnie umożliwiający budowę ruchu i konwersji. Od teraz może okazać się, że TOP3 już się nie liczy i najważniejsze stanie się TOP2, a może nawet TOP1.

Tym samym należy spodziewać się nie tylko wzrostu CPC w reklamach AdWords, ale również:

Dla klientów może oznaczać to przede wszystkim wzrost kosztów działań pozycjonowania, a dla agencji większy wysiłek utrzymania ruchu organicznego i/lub uzyskania pozycji w TOP3.

Osobiście nachodzi mnie jeszcze jedna refleksja: gdzie leży granica pomiędzy działaniami mającymi na celu wzrost dochodów Google, a pozbawieniem podstawowej funkcji ich głównego produktu – wyszukiwarki? Czy ta granica nie została już czasem przekroczona w wysoko konkurencyjnych branżach? Jakie są wasze odczucia w tym temacie? 🙂

W 2009 roku Google rekomendowało indeksowanie stron opartych o AJAX, jako sposób na udostępnienie treści generowanych dynamicznie nie tylko użytkownikom strony, ale również robotom wyszukiwarki. Po przemówieniu Gary'ego Illyesa podczas SMX East 2015, pojawiły się plotki o zaprzestaniu wspierania tej technologii. Od 14 października 2015 roku, już oficjalnie, Google wycofuje się ze swoich rekomendacji  sprzed 6 lat (link).


Czym jest AJAX

Zgodnie z W3 Schools, AJAX jest marzeniem każdego webdewelopera ze względu na możliwość:

W skrócie oznacza to, że technologia AJAX pozwala na dynamiczne generowanie treści, bez przeładowywania całej strony.


Skąd zmiany?

Od 2009 roku znacznie wzrósł stopień zaawansowania robotów Google. W tym momencie, o ile pliki JS nie są zablokowane dla robotów wyszukiwarki, Google rozumie je równie dobrze, jak nowoczesne przeglądarki stron. Nie bez znaczenia zapewne jest fakt, że Alphabet, od niedawna spółka-matka Google, w swoim portfelu projektów ma również popularną przeglądarkę Chrome i z powodzeniem mogła wykorzystywać mechanizmy przeglądarki w udoskonalaniu pracy robotów wyszukiwarki.


Co to oznacza dla Webmasterów?

Google nadal będzie indeksować AJAX, ale sugeruje stopniowe zaprzestanie stosowania metod zgodnych z ich pierwszymi rekomendacjami.

Oznacza to, że:

5 października 2015 Google poinformowało na swoim blogu o rozpoczęciu walki ze spamem w wynikach wyszukiwania. Zmiany mają dotyczyć ok. 5% zapytań, w zależności od języka wyszukiwania. Garry Illyes z Google potwierdził, że w celują one w tzw. "spammy queries", czyli dotyczą m.in. zapytań związanych z branżą pornograficzną, czy nielegalnymi lekami. 


W najbliższym czasie, w algorytmie wyszukiwarki wprowadzony zostanie szereg zmian, które uderzą pośrednio w strony próbujące za pomocą ataków hakerskich wpłynąć na swoją pozycję w wynikach wyszukiwania. W pierwszej kolejności ucierpią jednak strony zhakowane, które zostaną wycięte z wyników wyszukiwania.

Google uczula webmasterów na zabezpieczenie strony przed atakami. Nie da się ukryć, że najbardziej zagrożone są strony oparte o popularne systemy CMS, takie jak WordPress, czy Joomla. Już wcześniej Google informowało w komunikatach do właścicieli witryn o dostępności nowych wersji CMSów, natomiast 6 października zostały wypuszczone nowe komunikaty dotyczące ataków hakerskich.

Jak zmniejszyć prawdopodobieństwo ataku hakerskiego?

Aby ograniczyć ryzyko zainfekowania strony do minimum, konieczna jest dbałość o:

spam
Przykładowy spam-komentarz


Co zrobić, jeśli strona została już zainfekowana?

Zgodnie z wytycznymi Google należy:

https://www.google.com/safebrowsing/diagnostic?site=www.example.com, gdzie www.example.com musisz zastąpić adresem URL własnej witryny;

envelopephone-handset linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram