Content marketing rośnie w siłę i jestem niemal pewna, że obserwujemy dopiero jego początek.
W dobie technologii i nowoczesnych rozwiązań nikt nie zastąpi człowieka (przynajmniej na razie), który pisze i pozwala stworzyć wizerunek danej marki. Całe szczęście, bo dzięki temu ja i wszyscy koledzy z branży mogą działać kreatywnie, a co za tym idzie - słuchać, odpowiadać i formować komunikaty, które złapią za seruducho.
Obecnie content marketing jest modny, a rynek wyrzuca mnóstwo nowych copywriterów, którzy chcieli by zmierzyć się z pisaniem. Co prawda droga od copywritera do „contentowca” jest daleka, ale aż dziw bierze, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikt oficjalnie o content marketingu nie słyszał.
Tak, wiem, opowiedzenie przeszło 120 lat w jednym poście to wyzwanie, dlatego przedstawię to w szybki, przystępny sposób - w formie tzw. łatwej do przełknięcia pigułki. Nie będę mówić jak kreować wizerunek marki, nie chcę w tym miejscu pisać poradników. Moim celem jest udowodnić, że content marketing ma swoją historię, jest ważny i wbrew temu co się mówi – ma staż dłuższy niż kilka lat.
Wiem również jaki jest ogrom sceptyków opisywanego tematu - to głównie ci, którzy zwracają uwagę na problem nadużywania tej terminologii. Dlaczego zacznę od początku…
Pisanie treści to nie content marketing. Sprowadzając czyjąś pracę do tego zadania to trochę tak, jakbyśmy powiedzieli, że stomatolog tylko wyrywa zęby, a przecież jeszcze dłutuje, plombuje czy wybiela (i straszny po nocach - przyp. red).
Jestem daleka od mieszania copywrtitingu z content marketingiem – głównie ze względu na wspomnianych sceptyków, którzy tak chętnie bagatelizują pracę „contentowców”. Jak zatem rozróżnić te dwie profesje?
Jeśli szukasz sposobu na dorobienie sobie, siadasz przed komputerem, zaczynasz pisać pod wytyczne o np. sprężarkach, lokówkach, tanich wycieczkach za granicę i pielęgnacji psiej sierści to jesteś copywriterem. Dobrze gdybyś znał SEO, podstawy języka polskiego, miał lekkość pisania. Pomoże ci to w pracy, ale umówmy się - nie jest to rzecz niezbędna, zwłaszcza jeśli twoje teksty to tzw. precle, które wymagają minimalnej kreatywności i researchu. Content marketing to coś więcej - można powiedzieć, że to dołożony silnik-turbo do "malucha" lub wisienka na torcie, która często zmienia smak ciasta. Ja właśnie w taki sposób to sobie wizualizuję.
Owszem, content to treść. To także walka ze spójną komunikacją, wytyczanie kierunku w którym firma chce zmierzać, ustalenie grupy odbiorczej i ubranie owej treści w sreberko marketingowe. Zadanie to jest trudniejsze niż mogłoby się zdawać, bo po 120 latach konsumenci są odporni na pewne przekazy, a proste reklamy nie trafiają do tak szerokiej grupy. Tworzenie tożsamości marki w grupie świadomych klientów wymaga obserwowania, wnioskowania i rozumienia.
Pozwolicie jednak, że ominę dalsze słownikowe i encyklopedyczne definicje i przejdę do rzeczy.
Przez wielu content marketing uznawany jest za nowoczesną profesję, chociaż jego oficjalne początki datowane są na XIX wiek. To wtedy pewien człowiek dał podwaliny do min. mojej pracy.
Rok 1895, John Deere produkuje maszyny rolnicze. Chcąc opowiedzieć o swoim biznesie stwarza magazyn, który ma dotrzeć do potencjalnych klientów. Nazywa go „The Furrow” i… obserwuje rosnące zainteresowanie swoimi produktami. Dlaczego? Deere rezygnuje z reklamy, która trafia do ogółu. Na łamach czasopisma doradza jak prowadzić gospodarstwo rolne, przedstawia korzyści z użyciem maszyn, zwraca się do klientów w sposób bezpośredni. Tworzy tylko dla rolników.
Śmiało można stwierdzić, że w ten sposób zasiane zostało pierwsze ziarenko content marketingu. Ziarenko, które będzie kiełkować przez następne lata.
Warto tu „dorzucić” informację, że coraz częściej za datę początkową podaje się 1891 rok - kiedy to słynny Doktor Oetker publikował na swoich produktach smakowite przepisy kulinarne. Jak dla mnie, osoby która z gotowaniem niewiele ma wspólnego, jest to niezwykle cenna i trafna forma komunikacji. Podejrzewam, że trafiała do każdego, kto zdecydował się na zakup galaretki lub budyniu (w końcu to potrafi zrobić każdy😊).
Każdy miłośnik Master Chefa wie, że obecnie symbolem dobrej kuchni są gwiazdki Michelin.
Mało kto jednak doczytał, że bracia Michelin próbowali rozkręcić swój biznes w wielu branżach – niestety z marnym skutkiem. Zmierzając się z biedą wpadli na pomysł tworzenia rankingu, dzięki któremu przyznawane zostaną gwiazdki dla najlepszych hoteli i restauracji. Prosty pomysł stworzył z nich ekspertów, a dziś posiadanie gwiazdki Michelin świadczy o ogromnym prestiżu. Aż dziw bierze, że poradnik pierwotnie był darmowy i przysłużyć się miał sprzedaży opon na terenie Francji…
Przeskoczmy teraz w czasie, do 1987 roku, kiedy to największym marzeniem dzieciaków były klocki Lego. Producent tych niewielkich zabawek zmagał się z ogromną konkurencją, która próbowała zapożyczyć jego pomysł. Chcąc odeprzeć atak konkurencji i pragnąc zostać bezsprzecznym liderem w branży, zaczęto budować swoją markę na content marketingu właśnie.
Każdy miłośnik klocków mógł czytać historie oparte na bohaterach zabawek, a społeczność fanów stawała się pokaźną i silną. Wiele treści angażowało kreatywnie, poszerzając stopniowo grupę odbiorców, a każda seria klocków posiada swoją odrębną historię i jasno nakreślone postacie, które można ułożyć i wykorzystać w codziennej zabawie. Sama pamiętam serię klocków Lego Scala, w których każdy pies, kot, koń miał swoje imię i jako dziecko nie próbowałam nawet tej komunikacji zmieniać. W końcu miałam lalkę Megan. Tak musiało zostać.
1996 rok jest niezwykle ważny z punktu widzenia dzisiejszego content marketingu. To właśnie w tym roku, po raz pierwszy, użyto oficjalnie owego pojęcia. Świadomość dziennikarzy oraz próba dotarcia do odbiorców spowodowała, że zespół American Society for Newspaper Editors obrał kierunek bardzo zbliżony do dzisiejszej pracy z contentem właśnie. Chęć zrozumienia, dotarcia i zbudowania relacji marka – klient spowodowała, że zainteresowanie gazetą wzrosło, a liczba zadowolonych czytelników zdecydowanie przewyższała grupę czytelników rozczarowanych. Okazało się, że zrozumienie swojego klienta, nawiązanie z nim więzi i odpowiedzenie na jego potrzeby jest kluczowe w budowaniu swojego biznesu.
Voila i tak powstała kontrowersyjna nomenklatura content marketingu!
Powstaje jeden z najsłynniejszych i najbardziej popularnych serwisów internetowych – YouTube. To on staje się doskonałym poletkiem do budowania swojego wizerunku (personalnego jak i biznesowego), a z czasem przeistacza się w platformę do zarabiania i streamowania. Wiele firm w ten sposób zaczyna docierać do swoich klientów – kreując się na ekspertów w swojej branży, nierzadko nawiązując z nimi bezpośrednią komunikację - pytając o opinie i angażując ich w konkursy.
A dziś? Dziś biznes bez content marketingu (dobrego lub złego) jest jak żołnierz bez broni. Prawda jest taka, że gdybyśmy prześledzili wszystkie znane marki to doszlibyśmy do wniosku, że content marketing towarzyszy każdej z nich – od zawsze. Trudno sobie wyobrazić dzisiejszy biznes bez promocji, storytellingu, budowaniu społeczności (to ma miejsce zwłaszcza dziś, dzięki social mediom), rozdawaniu tzw. gratisów. Dlatego też istnieje tak wielu zwolenników teorii mówiących, że content marketing istnieje tak długo jak istnieje język pisany. Swoją drogą - ciekawa jestem waszych poglądów na ten temat?
Jedyną różnicą jesteś Ty - konsument, klient, odbiorca. W dobie napływu różnych bodźców uodporniamy się na proste i bezosobowe przekazy – chcemy czegoś więcej, przez co naturalnie koncepcja się rozwija. Z oczywistych względów mnie to cieszy, ale jednocześnie nie pozwala stać w miejscu i czekać bezczynnie na to co przyniesie nam historia. Czego możemy się spodziewać? Jak zawsze w przypadku takich pytań odpowiem przewrotnie – pożyjemy, zobaczymy, ale oby jak najwięcej 😊.
Z całą premedytacją (jak zawsze - pod prąd) ominęłam w mojej historii aspekt robotów Google'a i algorytmów, które od kilku lat promują wysokiej jakości treść. Taka forma pokazuje teksty z zupełnie innej strony - ludzkiej, PRowej i nastawionej na komunikację. Na tym głównie zależy mi w swojej pracy i taki kierunek obrał ten wpis (ale kto wie, może kiedyś pokuszę się o jego drugą część...?).
PS. Poniżej wrzucam również linki, które były moją inspiracją - w tym miejscu dziękuję innym twórcom.
Zacznę wprost – wywołanie emocji u czytelnika to jedna z najtrudniejszych rzeczy, którą musi zrobić copywriter. O sile tych umiejętności świadczą stałe współprace, ale także budowanie zaufania wśród klientów i w ostateczności – wysoka sprzedaż produktów. Emocje to bodziec, który prowokuje do przerwania lub rozpoczęcia danej aktywności. Jeśli spotykamy się z negatywnymi doświadczeniami – unikamy ich i nie wrócimy do ich źródła. Gdy doświadczymy pozytywnych bodźców - chcemy aby wracały, czujemy się dzięki nim bezpieczniej i pewniej.
Emocje są „stare”, pozwalają nam przetrwać, działają instynktownie, zawiadują konkretnymi ośrodkami w mózgu.
Jestem z wykształcenia psychologiem, nie będę ukrywać, że praca nad emocjami (i ujmowanie ich w kontekście użytkowym) jest powiązana z moją pasją i wiedzą zdobytą na studiach. Nie oznacza to jednak, że czytam emocje jak z białej kartki. To długotrwały proces, elastyczność wobec różnych postaw, umiejętność współodczuwania i rozumienia.
Sprzedaż parasola, kiedy trwa ulewa nie jest wielkim wyzwaniem, w końcu produkt odpowiada na potrzeby klienta w danym miejscu i w danym czasie. Jeśli klient czegoś potrzebuje, a następnie to dostaje, szansa Twojego zarobku jest większa. Co zatem zrobić, aby sprzedać lód zimą?
Kupujemy nieracjonalnie. Nie analizujemy ceny, gramatury, nie prowadzimy badań, nie sprawdzamy konkurencji na rynku. Kupujemy emocjami, trendami, wpływem społecznym lub wpływem producenta.
Przykład? Proszę bardzo.
Kupiłam ostatnio stepper do ćwiczeń w domu. Była promocja, był różowy, pomyślałam: „Ładny! Przyda się!”. W końcu zacznę pracę nad sylwetką, na opakowaniu Pani jest szczupła, mogę przecież być taka sama. Świetny stepper i już. Wzięłam.
Problem polega na tym, że ja nie znoszę ćwiczeń, więc wrzuciłam stepper do szafy. Razem ze swetrem w moim najmniej ulubionym kolorze, który również kupiłam „na pocieszenie” i którego nie planuję nawet nosić.
W idealnym, racjonalnym świecie zanim kupiłabym ten sweter lub stepper przemyślałabym decyzję wielokrotnie. Obiektywnie próbowałabym odpowiedzieć sobie na pytanie czy to jest rzecz niezbędna, czy faktycznie poprawi mi humor. Przeanalizowałabym cenę na tle innych produktów z tej kategorii i rozważyłabym wydatek w kontekście innych obowiązków finansowych. Nie zrobiłam tego, bo zadziałały emocje – dostałam to, czego potrzebowałam, a producent przekonał mnie, że nawet jeśli tego nie potrzebuję to i tak powinnam to kupić.
Drugim elementem są nasze stereotypy i przekonania. Copywriter powinien wiedzieć, że nasze opinie (czasem krzywdzące i niesprawiedliwe) to wynik uprzedzeń.
Czy tego chcemy czy nie, z każdej strony docierają do nas bodźce opisujące i narzucające nam daną opinię. Dlatego też technologia japońska, pomidory włoskie, oliwa z Grecji czy czekolada z Belgii zawsze będzie oceniona wyżej niż produkty z podobnej kategorii, ale innego kraju.
Teraz z ręką na sercu odpowiedz sobie, ile czasu poświęcasz na decyzję zakupową? Jak często decyduje ładne opakowanie? Jaki wpływ mają zdjęcia produktu? Jak streszczenie na okładce książki wpływa na jej zakup?
Okej, wiemy już, że emocje mają znaczenie. Kupujemy, gdy nam smutno, kupujemy by być lepszym w jakiejś kategorii, aby wynagrodzić sobie trud pracy i by nadążać za trendami i presją społeczeństwa.
Pisarz (copywriter również!) pracuje na tych emocjach, wzbudza je, a w skrajnych przypadkach - wykorzystuje. Jeśli zrobi to w odpowiedni sposób, a tekst nabierze charakteru i „drugiego dna” zdobędzie czytelników.
Proste? Niestety nie do końca.
Podstawowa kwestia w tworzeniu contentu i dedykowanych opisów. Zastanów się do kogo trafiasz – kim jest dana osoba, co robi, dlaczego przegląda ten produkt, czego mogła szukać? Myśl jak klient.
Nie pisz tak samo do dzieci, jak i do dorosłych czy seniorów. Nie bazuj na sztywnych emocjach, bo każda z tych grup potrzebuje czegoś innego. Twoim zadaniem jest zauważyć, zrozumieć i zastosować te różnice.
Kolejny przykład? Nie ma sprawy.
Niech naszym produktem będzie plecak. Zwykły, materiałowy, nie wyróżniający się z tłumu produktów i pozostałych plecaków.
Przygotowałam trzy, luźne propozycje dla trzech, różnych grup odbiorczych. Tworząc je zaczęłam się zastanawiać czego potrzebujemy od plecaka, jak możemy go wykorzystać, jak stereotypowo podejść do tematu i jak przyozdobić opis w najsilniejsze w danym momencie emocje. Poniżej efekt tych "szybkich" analiz.
Na wyprawę w nieznane. Aby pomieścić kanapki z serem od mamy i ten ulubiony sok, który wyciska Ci w dniu urodzin. By dojść do parku i zjeść przekąski w piaskownicy, gdzie rodzice nie mówią, że jesz brudnymi rękoma. Idealny by nabrać kamyków i kasztanów, z których można zrobić ludziki. Pomieści wszystko co prawdziwy podróżnik mieć powinien!
Kanapki, koc, napój, aparat fotograficzny i bluza na przebranie, bo znowu zapowiadają ulewne deszcze. Z kieszonką na telefon, by nie grzebać w nim w pośpiechu i przez przypadek nie wylać termosu z gorąca kawą. Podstawa – wygoda, styl i szerokie szlufki, które nie wpijają się podczas górskiej wycieczki. Pomieści wszystko, nawet rzeczy, których nie planowaliśmy zabrać.
Trzeba kupić ulubiony dżem dla wnuczka, bo maluch zjada go ze smakiem, popijając gorącym mlekiem. Przecież powtarza, że nigdzie nie smakuje tak jak u babci. Dla reszty rodziny ser na pierogi, a na wieczór kawę zbożową, która doskonale rozgrzeje po całym, jesiennym dniu. Na szczęście można to wszystko spakować, bez obawy, że reklamówka znowu wpije się w dłonie.
Zasada jest prosta: nie każdy wie czym jest Twój produkt i jaką ma funkcjonalność. Musisz więc przedstawić te możliwości - czytelnie, klarownie i w możliwie najbardziej spersonalizowany sposób.
Nie potrzebuję steppera, nigdy wcześniej nawet nie myślałam, że powinnam go kupić. Do czasu gdy zrozumiałam, ile kalorii dzięki niemu spalę, jak będzie wyglądała moja sylwetka, co dzięki niemu zyskam. A my, konsumenci chcemy coś zyskać. Nie chcemy wydawać pieniędzy na darmo, chcemy mieć z tego profity. Jesteśmy finansowymi łakomczuchami.
No właśnie, dlaczego wcześniej nie byłam fit? Bo nie miałam steppera. Dlaczego wcześniej nie wyszedł mi sernik? Bo nie miałam silikonowej blaszki. Dlaczego wcześniej obcierały mnie buty? Bo nie kupiłam nowego modelu marki X, który ma żelową wkładkę amortyzującą wstrząsy.
Nierzadko musisz przedstawić ten problem sam. Co więcej, nie zawsze Twój odbiorca myśli, że problem jest problemem. Pamiętaj, że głównym bohaterem jest Twój klient – jego potrzeby, jego motywacja, jego pytanie na które musisz odpowiedzieć. Twoim zadaniem jest otoczyć go troską, dobrą radą, praktycznymi rozwiązaniami, które ułatwią mu codziennie czynności. Jeśli dzięki tobie poczuje, że problemów ma mniej – bingo!
Ile razy przeglądając zdjęcia przed i po remoncie zacząłeś zastanawiać się nad zmianą koloru ścian? Albo nowymi poduszkami na kanapę? Wizualizacje wzbudzają emocje, zwłaszcza gdy jesteśmy wzrokowcami. Efekt kontrastu w psychologii społecznej funkcjonuje od XIX wieku i polega na błędnym, subiektywnym powiększaniu lub umniejszaniu danej cechy, tylko ze względu na porównywanie z inną cechą. To działa i można to wykorzystać.
Wniosek? Bazuj na negatywnych opisach „przed”, a następnie przejdź do opisu „po”. Pamiętaj tylko, żeby nie manipulować swojego klienta. Kłamstwo ma krótkie nogi.
No właśnie – nie myl wzbudzania emocji z kłamaniem i manipulowaniem. Twoim zadaniem jest przedstawić usługę lub produkt za pomocą emocji – docierając do grupy odbiorczej w sposób prawdziwy. Stepper różowy jest stepperem różowym, który pomoże mi schudnąć jeśli będę na diecie i będę korzystać z niego regularnie. Nie jest magicznym portalem, dzięki któremu stanę się popularną „fitness guru”. Nie jest ze złota, nie zmywa naczyń – jest stepperem. To wszystko.
Szanuj swojego klienta, nie rób z niego grupy badawczej, nie sprzedawaj produktu, który nie jest poszukiwanym przez odbiorców. Buduj swoją renomę w sposób wiarygodny i uczciwy. Emocje są dobre – manipulowanie nie - zwłaszcza w obliczu tak szerokiej konkurencji. Do nieetycznych praktyk zaliczamy min. nieprawidłowy przekaz, który powoduje lęk oraz działania podprogowe. O ile z psychologicznego punktu widzenia są to elementy ciekawe, o tyle z punktu widzenia współpracy z klientem – wysoce naganne.
DLACZEGO KLIENCI CZUJĄ SIĘ EMOCJONALNIE ZWIĄZANI Z FIRMĄ?
źródło: https://www.customerthermometer.com/customer-retention-ideas/brand-loyalty-statistics-2017/
Na deser podsyłam kilka inspiracji, które pomogą zrozumieć znaczenie emocji w biznesie (niekoniecznie wykorzystując słowo pisane). Zachęcam, aby się z nimi zapoznać – w końcu uczymy się całe życie.
Jakiś czas temu, na naszym blogu, pojawił się post odnośnie 7 mitów z zakresu optymalizacji domen. Zainspirowana tak przygotowanym tekstem zaczęłam zastanawiać się nad mitami z branży copywriterskiej. Prawda jest taka, iż bez względu jaką pracę wykonujemy, wcześniej czy później, zerkniemy się z plotką, która wprowadza zamęt, a następnie… przyjmuje formułę tezy. O dziwo, tak samo jest z branżą „działaczy contentowych”. Analizując wszystkie zasłyszane „złote rady”, zdałam sobie sprawę, iż niezwykle popularne są 3 mity, które trzeba wyjątkowo prędko obalić.
Pierwszy raz z podejściem Keyword Density spotkałam się 2 lata temu, przeszukując interesujących szkoleń i artykułów odnośnie pracy i rozwoju copywritera. W wolnym tłumaczeniu mówi ono o nasyceniu słów kluczowych w danym tekście. Jego wynik obliczany jest w formie procentów – a dokładnie ich proporcjonalności do całości contentu. W branży mówi się, że najbardziej optymalny wynik to 1.3% gęstości istotnych fraz.
Tak, są copywriterzy którzy wyliczają ten współczynnik i trzymają się go sztywno, niczym przerażony akrobata na linie. Osobiście nigdy nie liczyłam i nie upierałam się na przestrzeganiu tak restrykcyjnego podejścia do tworzenia tekstów SEO. Wychodzę z założenia, iż mój klient nie jest algorytmem czy robotem, w związku z tym - priorytetem jest stworzenie tekstu merytorycznego. Oznacza to, iż wynik algorytmu nie interesuje odbiorcy tak mocno, jak wynik pozycjonowania czy zajmowanego miejsca w wynikach wyszukiwania. Jeśli tekst daje możliwość przekroczenia tego współczynnika – robię to. Jeśli zaś ostateczny rezultat contenu straci na wiarygodności i naturalności – nie „upycham” fraz na siłę, tylko po to, aby uzyskać gęstość na poziomie prawie 1.5%. Poszukiwałam wiarygodnych badań, które mogłyby potwierdzić istotność zawierania i liczenia Keyword Density. Matt Cuts na swoich social mediach wspominał o powtórzeniu 2-3 krotnym danej frazy na stronę. Wniosek jest więc jeden – nie ma jednego magicznego algorytmu, czy z góry doprecyzowanego schematu dobierania słów kluczowych pod objętość tekstu. Co człowiek to inne podejście, a co copywriter to inne umiejętności zawierania tych haseł.
Owszem, praca copywritera to przede wszystkim tworzenie tekstu SEO, tak aby wzmocnić procesy pozycjonowania danych domen. Szacuje się, iż ok 15% contentu ma bezpośredni wpływ na uzyskiwane wyniki (chociaż, jak wiemy, jest to proces zbyt złożony, aby otrzymać tak klarowną statystykę). Unikanie lub pomijanie słów kluczowych dostało nawet specjalistyczną nazwę - Keyword Avoidance. Zadanie copywritera to tworzenie treści z uwzględnieniem elementów zgodnych z SEO, to oczywiste. ALE! Nie samym SEO człowiek żyje, zatem priorytetem w tworzeniu treści zawsze powinien być odbiorca – człowiek. To on będzie mierzył się z tym tekstem, to on będzie poszukiwał informacji o produkcie, to on wyrobi sobie opinie o danej marce i to dla niego przede wszystkim tworzymy daną treść. Copywriter idealny to taki, który potrafi połączyć te dwa elementy, nie narażając jednego, kosztem drugiego. Co 5 obywatel Polski i co 3 użytkownik internetu regularnie czyta blogi ( badanie CBOS w 2017 roku, w ramach badania „Korzystanie z Internetu”) i wynosi z nich wartościowe informacje – pamiętajmy o tym, gdy następnym razem będziemy chcieli stworzyć naszprycowany frazami, niemerytoryczny tekst.
Znaki diakrytyczne to znaki graficzne, używane w różnych językach tego świata. Mogą one znajdować się nad literami, pod nimi lub na ich ukos. W przypadku języka polskiego będą to np. ę, ł, ś. Problem takich znaków jest dość powszechny, z różnych kwestii. Po pierwsze – używanie ich jest zgodne z estetyką naszego języka. Poprawnie wizualnie wykreowane kampanie Adwords, czy naturalny tekst powinien je wszystkie zawierać, bez względu na ostateczny sposób wyszukiwania danych fraz. Prawda jest jednak taka, iż użytkownicy wyszukiwarek często pomijają te znaki, idąc „na skróty”. Coraz częściej frazy nie zawierają spacji, posiadają błędy językowe czy ortograficzne. Wiele branż „stoi” takimi błędnymi frazami i ich pominięcie miałoby znaczący wpływ na wyniki pozycjonowania SEO. Weźmy na przykład przypadek agencji SEO we Wrocławiu. Często użytkownicy pomijają literę „ł” w nazwie miasta. Pominięcie tak stworzonej frazy, owszem, zachowa poprawność językową, ale może przyczynić się do obniżenia wyników pozycjonowania domeny (a to o nią w dużej mierze przecież chodzi). Podobną sytuację na swojej drodze napotka sklep z żywnością naturalną, który sprzedaje „pyłek przczeli”. Wniosek? Jeśli zależy nam na efektywnym pozycjonowaniu nie powinniśmy rezygnować czy unikać fraz wpisywanych w wyszukiwarce. Nawet, jeśli wiąże się to z lekkim „kaleczeniem” języka
Podstawą profesjonalnego i naturalnie wyglądającego tekstu SEO jest umieszczenie w nim kluczowych, niezbędnych słów. To one w dużej mierze mają wpływ na efekty podejmowanego pozycjonowania i to w słowach kluczowych tkwi największa moc contentu. Z pozoru łatwa koncepcja umieszczania odpowiednich fraz w tekście, okazuje się być problemem nie do przejścia, gdy umieścić należy nienaturalną lub długa frazę.
Przekona się o tym każdy, kto chociaż raz próbował umieścić w jednym tekście kilka identycznie brzmiących wyrazów. Oto moje sprawdzone triki na sytuacje „podbramkowe”, w których brakuje nam pomysłu lub sposobu na umieszczenie kluczowych słów.
Zanim jednak przejdziemy do sedna – słów parę o samych frazach dla osób niepracujących w branży SEO/SEM. Frazy / słowa kluczowe to najczęściej zbitki wyrazów (lub jeden wyraz), które wpisujemy w wyszukiwarce. Właściwe umieszczenie tychże haseł w tekście sponsorowanym (lub na stronie www) daje nam odpowiednią pozycję w wynikach oraz zwiększa szansę na zyskanie klienta.
Obecnie wyróżnić możemy kilka rodzajów takich fraz – mianowicie:
Często spotykanym i efektywnym pomysłem wykorzystywania słów kluczowych, jest ich umieszczanie w nagłówkach H1, H2, H3… Nawet najmniej poprawne językowo propozycje lub frazy typu long tail wyglądają dzięki temuumiarkowanie naturalnie. Co więcej, umieszczenie słów kluczowych w nagłówkach wzmacnia podejmowane działania z zakresu SEO, przyczyniając się do wzrostu pozycji w wynikach wyszukiwania. Uwaga - pamiętajmy, by podczas ich tworzenia zachować właściwą hierarchię.
Aby zrozumieć sposób umieszczania słów w taki sposób, posłużmy się przykładem. Wybierzmy zatem frazę: copywriter SEO wrocław. Na pierwszy rzut oka, umieszczenie tak nienaturalnie brzmiących zbitek słów, jest niezwykle trudne do umieszczenia w ciągu danej treści. Dlatego też, nagłówek z dopisanym dywizem („-„) brzmi i wygląda zdecydowanie lepiej i przejrzyściej dla czytelnika (np. „Copywriter SEO Wrocław – jego zadania i cele”). Możliwości tworzenia nagłówków w przedstawiony sposób są nieograniczone. Alternatywnie użyć możemy „– wycena tekstów”, „– poradnik tworzenia treści” i wielu, wielu innych.
Często, wiele treści tworzonych na stronę, otoczona jest (lub powinna być) grafikami lub wykresami z atrybutem „alt”. Poprawnie i merytorycznie stworzony tekst nie tylko odnosi się do tych danych w tekście, ale także opisuje wykres kilkuwyrazowym wyjaśnieniem. Najczęściej umieszczamy je pod zamieszczonymi zdjęciami. Niezwykle łatwym sposobem na umieszczenie frazy jest opisanie za jej pomocą grafiki, diagramu, badań, odnoszących się do poruszanego tematu. Idąc za ciosem powyższej propozycji, dobrym przykładem na jej zastosowywanie będzie „Copywriter SEO Wrocław – w 34% tworzenie tekstu uważane jest za istotne”.
Kolejnym dobrym trikiem i sposobem na nienaturalne frazy jest stosowanie ich odmian. Oczywiście, dokładne powtórzenie jest najbardziej efektywne i pożądane, ale w sytuacji, która nie pozwala nam ich zastosować, nie bójmy się użyć frazy odmienionej przez przypadki. Tak umieszczone związki wyrazowe nie zostają odebrane jako „upchane”, a wyniki z zakresu SEO w większości przypadków nadal mogą się sukcesywnie poprawiać. Bardzo często w zaleceniach audytu znajdziemy wytyczne odnośnie tworzonego contentu. Oprócz fraz jeden-do-jednego, często propaguje się umieszczanie naturalnie brzmiących odmian. Dobrym przykładem będzie zastąpienie „Copywriter SEO Wrocław” na „Copywriter SEO we Wrocławiu”. Jakiś czas temu, na swoim blogu, Steven Baker przedstawił przypadek 50 fraz, w których synonimy realnie poprawiły wyniki. Tylko jedna fraza była na tyle źle odmieniona, że przyczyniła się do spadków (mamy zatem wynik na poziomie 98%). Analizując te wyniki, uwzględnijmy jednak fakt, iż na ten moment roboty wyszukiwarki interpretują synonimy w języku angielskim znacznie lepiej niż w języku polskim.
Najczęściej czytając dany tekst podchodzimy do niego holistycznie. Oznacza to, iż nie skupiamy wzroku na poszczególnych wyrazach, a na ciągu zdań i na charakterze, który dzięki temu oddaje. Frazy długie i trudne, dobrze zatem otaczać „normalnie” brzmiącymi zdaniami, tak, aby jego ostateczny odbiór był przejrzysty. Precyzyjnie i rozważne umieszczenie fraz w taki sposób skutkuje niezauważeniem np. nieodmienionego wyrazu. Wiele copywriterów idzie o krok na przód, specjalnie „pomijając” interpunkcje. W przypadku frazy „Copywriter SEO Wrocław” mamy do czynienia z 3 wyrazami, w jednym, nieprzerwanym ciągu. Niektórzy wykorzystują ten schemat, udając, iż słowo Wrocław jest początkiem kolejnego zdania, z pominięciem kropki po drugim wyrazie. Ja, personalnie, nie jestem zwolenniczką tego typu zabiegów, głównie poprzez propagowanie poprawności językowej i maksymalizacji przejrzystości tekstu.
Pytania zamieszczone w nagłówkach, tekstach, reportażach, artykułach sponsorowanych i treściach na stronę to najprostsza i wyjątkowo naturalna forma umieszczania słów kluczowych. To one dają łatwą możliwość przechodzenia do sedna tematu, a sam tekst nabiera „poradnikowego” i mocno informacyjnego charakteru. Pomocą w wyborze i umieszczeniu takich pytań może okazać się narzędzie zwane „Answer the public”. Wpisując w nim dane słowa kluczowe – w tym wypadku „teksty SEO” - otrzymujemy ciąg zadawanych przez użytkowników pytań, oczywiście z użyciem wpisanej formy. Jednym z wyników jaki otrzymamy będzie pytanie ”Jak pisać teksty pod SEO?”, co w końcu jest idealnym wstępem do rozpoczęcia poradnika czy wartościowego merytorycznie tekstu (również tego z uwzględnieniem zasad SEO).
Podobne narzędziem daje nam Senuto, proponując tzw. Questions – Generator. Po wpisaniu frazy i rodzaju pytań, otrzymujemy wyniki, które posłużą nam za inspirację. A w przypadku tworzeniu contentu, to w inspiracjach tkwi istotny szczegół powodzenia pracy.
Jak mówi znane powiedzenie w branży SEO - „content is the king!”. Jednakże, aby to miano obowiązywało treści, które tworzymy, musimy uważać na ryzyko popełnianych błędów. A wbrew pozorom – popełnić możemy ich naprawdę wiele. Bierzemy w dłoń klawiaturę lub długopis, jesteśmy gotowi do pracy. Tworzenie contentu to złożony proces, który wymaga przygotowania i wdrożenia poszczególnych kroków. Problem rodzi się wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy i górnolotne rozumienie „tworzonego contentu” sprowadza się do zapychania dokumentu Word przypadkowymi słowami. Nie tędy droga! Aby uniknąć popełniania błędów oraz faktycznie tworzyć treści, które są wysokiej jakości przestrzegamy przed 10, poniższymi punktami.Jak udoskonalić tworzony content? Jak jeszcze trafniej zamieszczać w nim słowa kluczowe? Co zrobić by pisać lepiej, szybciej i wydajniej? Każdy profesjonalny copywriter, wcześniej czy później, zacznie zadawać sobie te i inne pytania. Wbrew pozorom, odpowiedź może być łatwa i zawarta w dosłownie jednym aspekcie: w narzędziach.
Jeśli dotychczas nie korzystałeś z programów podczas tworzenia contentu, warto uwzględnić wdrożenie zmian w tym zakresie. Korzystanie z nich może mieć realny wpływ na jakość ostatecznego, końcowego wyniku - ułatwiając i usprawniając przy tym Twoją pracę. Każde z poniższych narzędzi służy czemuś innemu i co ważne – każde z nich wnosi nową jakość. Jeśli content to dla Ciebie coś więcej niż „sucha” treść - sprawdź, jak dużo możniej z niej wycisnąć!
Zawsze twierdziłam, że w tworzeniu contentu istotna jest otwartość – na zmiany, zarówno w obrębie samych trendów rynku, jak i na zmiany w obrębie branży. Na szczęście zakres tych działań tak bardzo się rozwinął, że dziś jestem w stanie przedstawić 10 użytecznych narzędzi, z których korzystam, a które są zaledwie wstępem do pełnej i szerokiej listy.
Zdecydowanie jedno z łatwiejszych i bardziej intuicyjnych narzędzi, które wręcz podaje nam gotowe wyniki i rozwiązania. Jeśli miałabym każdemu początkującemu copywriterowi zarekomendować jedno narzędzie, które będzie świetną pomocą „na start”, bez wątpienia wzięłabym je pod uwagę. Jego zadanie polega na sugerowaniu nam pytań, w nawiązaniu do wskazanego słowa kluczowego. Wyniki, które nam demonstruje narzędzie są jasne, klarowne i wyjątkowo proste do zastosowania. Samo „drzewko wyników” niejednokrotnie insynuuje nam zdania lub formy pytań o których sami byśmy nie pomyśleli. Świetne przy tworzeniu contentu o charakterze porad lub instrukcji.
Wystarczy tylko zdefiniować zapytanie, wybrać język i już możemy cieszyć się pełną pulą podpowiedzi – zarówno złożeń fraz jak i gotowych pytań, które mogą posłużyć do przygotowania śródtytułów bądź całych artykułów poradnikowych.
Semstorm to narzędzie stojące o poziom wyżej, przeznaczone dla osób, które wiedzą „co w trawie piszczy”. Głównie, za jego pomocą, jesteśmy w stanie przenalizować słowa, które pomogą nam dotrzeć do docelowego grona. Szczególnie przydatne może okazać się w sytuacji pisania tekstów mniej specjalistycznych lub wymagających dokładnego wytłumaczenia podejmowanego tematu. Narzędzie jest w stanie podpowiedzieć nam czy użyty język jest łatwy, prosty, a zdania zrozumiałe dla każdego odbiorcy. W przypadku pisania tekstów SEO podpowiada również słowa kluczowe oraz ocenia ich nasycenie. Napisana treść zostaje podsumowana w postaci oceny, na którą wpływ mają przeróżne składowe. Podobny efekt uzyskamy z darmowym narzędziem https://www.hemingwayapp.com/, który może być ciekawą i równie prostą alternatywą.
Aby móc korzystać z pełni opcji – wystarczy tylko umieścić tekst w dziale „Nadziędzia treści”, po czym pozwolić by program ocenił i sprawdził nam zamieszczony w odpwiednim okienku fragment.
Idąc za ciosem poglądu, iż każda branża powinna traktowana być w sposób indywidualny, pamiętajmy by swój tekst dostosowywać pod zmieniającą się popularność i falujące na rynku tendencje. Tekst odnośnie wakacji inaczej zostanie stworzony w okresie letnim (będzie też zawierał inną konstrukcję i nagłówki), niż w okresie zimowym. To samo tyczy się branży rowerowej, motoryzacyjnej, cateringu dietetycznego i wielu, wielu innych. Google Trends wskazuje popularne tematy, wyszukiwane na całym świecie i oczywiście w wybranym kraju. Dobrym przykładem są właśnie zakończone Mistrzostwa Świata Piłki Nożnej, które dość jasno nakreśliły kierunek wyszukiwań. Narzędzie to więc pozwala rozbudować listę fraz kluczowych i podpowiada kierunek, w którym powinien iść copywriter.
Wpisując dane zagadnienie otrzymujemy wykres z trendów. Może on zostać uściślony do 3 miesięcy, roku, 5 lat lub dowolnego zakresu dat. Przykładem takiego specyficznie rozciągającego się trendu jest fraza o Igrzyskach Olimpijskich, które miały miejsce w sierpniu 2016 roku. Największa popularność, związana z tym dużym wydarzeniem sportowym, wypada właśnie na czas rozgrywania wszystkich dyscyplin.
Narzędzie do pozyskiwania i wyszukiwania słów kluczowych, zarówno w kontekście pisanego contentu, jak i działań SEO lub AdWords. Jego największymi walorami jest darmowość, użyteczność i wyjątkowo łatwa obsługa. Świetnie nada się w przypadku stosowania i chęci zamieszczenia słów z tzw. długiego ogona. Oznacza to, iż podawane słowa kluczowe nie tylko wskazywane są z poziomu automatycznego uzupełniania zapytań wyszukiwarek, ale także słów zamieszczanych w wyszukiwarce YouTube.
Bez wątpienia jest to studnia bez dna dla pomysłów – od blogów po poradników, artykułów sponsorowanych i treści na stronę.
Narzędzie działa bardzo podobnie, co wspomniany powyżej answerthepublic. Po wpisaniu zapytania i wybraniu odpowiedniej dla nas wersji językowej dostajemy spis wyników, które mogą przydać się nam, podczas tworzonych treści.
Narzędzie idealne do poszukiwania przydatnych i oryginalnych icon. W przypadku tworzenia contentu specyficznego, w którym dopuszczalne są emotikony lub minimalistyczne obrazki, warto wziąć pod uwagę korzystanie z powyższego programu. Wyniki wyszukiwania są przydatne zwłaszcza w przypadku tworzenia opisu description, zamieniania punktatorów lub ozdabiania tekstu. Pamiętaj jednak, iż nie każda branża dopuszcza stosowanie takich dodatków.
Wyszukiwarka jest standardowa – aby uzyskać ikony należy wpisać potrzebne dla nas określenie w języku angielskim, po czym skopiować tą, która odpowiada naszym preferencjom.
Aspekt obowiązkowy, gdy mówimy o treściach profesjonalnych - poprawność językowa. Niby kwestia oczywista, niby wszyscy o tym wiedzą, a nadal, jak na złość znajdujemy błędy, które kłują nas w oczy. Nie jesteśmy niemylnymi robotami, więc nie wierzmy w swoje 100% umiejętności. Prawda jest taka, że profesjonalny copywriter przepuści swój tekst przez korektę. Czasem nawet kilkukrotnie! Przydatnym narzędziem, który uwydatnia błędy, podkreśla je i klasyfikuje jest tzw. Language Tool. Zda się zarówno do tworzenia krótkich tekstów marketingowych jak i bogatych opisów. Co więcej, posiada kilka wersji językowych, dzięki czemu udoskonali również teksty w językach obcych. Warto wziąć pod uwagę wykupienie dodatkowych usług, które proponuje nam narzędzie.
Narzędzie działa podobnie co w przypadku pakietu Office. Wpisany w boks tekst zostaje sprawdzony, a błędy podkreślone na odpowiedni kolor.
Narzędzie do przechowywania inspiracji. Jeśli trafisz na content, który ci się spodobał - grafikę, artykuł, film lub inną kreatywną wartość – zachowaj ją na później. Prawda jest taka, że najlepszą inspiracją dla copywritera jest inny copywriter (tak, przestrogą również). Narzędzie pozwala na zapisywanie treści bezpośrednio z przeglądarki, social mediów lub aplikacji. Co ważne, w celu wyświetlenia zapisanych dokumentów nie potrzebne nam jest łącze internetowe. Krótko mówiąc – narzędzie niezbędne dla tych co tworzą content i niczym Indiana Jones poszukują nowych śladów kreatywnego działania.
Po zarejestrowaniu mamy możliwość zapisywania materiałów na trzy sposoby: bezpośrednio ze swojej przeglądarki internetowej, za pomocą poczty i z kilkuset różnych aplikacji. Program również jest w postaci aplikacji na urządzenia mobilne.
W przypadku tworzenia treści, niezwykle istotnym elementem jest ilość znaków. Wielokrotnie, przy profesjonalnych audytach SEO znajdziemy rekomendacje, narzucające nam ilość słów kluczowych w odniesieniu do łącznej ilości znaków. Zachowując te wytyczne dostarczamy zoptymalizowany i naturalny tekst, który spełnia wymogi pozycjonowania, jednocześnie nie włączając czerwonych lampek Google. WordCounter jest przede wszystkim wygodny i czytelny – pokazuje liczbę słów i znaków jednocześnie, wyszczególniając parametry po prawej stronie.
Narzędzie jest wyjątkowo proste w obsłudze. Po skopiowaniu i wklejeniu stworzonego wcześniej tekstu, następuje automatycznie zliczanie wyrazów i słów. Ich wynik otrzymujemy na niebieskim, dużym tle.
Skuteczny tekst SEO to tekst unikatowy. Pomijając aspekty prawne, które jasno nie pozwalają na zaciąganie treści - wspierajmy SEO oryginalnością. Copyscape to radar dla naszych treści, które ktoś w łatwy sposób może nam podkraść. Aby upewnić się, iż nasza strona jest bezpieczna i nikt nie dopuścił się kradzieży, wystarczy wpisać nasz adres URL. Pokazująca się lista uwydatni zdania i strony z identycznymi fragmentami naszych treści. Niezwykle przydatne zarówno dla pracy Copywritera, który chce sprawdzić czy artykuły przez niego stworzone, nie wpadły w niepowołane ręce, ale także dla samych przedsiębiorstw.
W okienko znajdujące się na środku ekranu należy umieścić adres URL, który chcemy sprawdzić. Wyniki które otrzymujemy są jasnym obrazem wszystkich treści, które są najprawdopodobniej kopią naszego dzieła. Strona posiada pakiety płatne, które warto sprawdzić, zanim zdecydujemy się na pełne korzystanie.
Prawda jest taka, że temat plagiatu dotyczy obydwie strony – zarówno nas jak i naszą konkurencję. Tak samo jak ktoś może ukraść teksty nam, tak samo my, możemy zbyt mocno powielić teksty kogoś innego. Aby mieć pewność, że parafraza zdania, albo umieszczone treści zostały stworzone w sposób poprawny, lepiej przepuścić je przez Plagiarism Checker. Program dzieli umieszczony tekst na odrębne zdania, po czym poszczególnie, osobno je analizuje. Gdy zdanie jest unikatowe, zaznacza je na kolor zielony. Gdy jednak wyświetli nam się kolor czerwony, powinniśmy prześledzić umieszczone zdanie w sposób dokładny, a następnie całkowicie je zmienić.
Wpisując treści, które chcemy wstawić na naszą stronę lub bloga, najpierw umieśćmy jego fragment w odpowiednim polu, po czym wybierzmy opcję „Check Plagiarism”. Każde zdanie zostanie potraktowane i sprawdzone oddzielnie – te zaznaczono na zielono stanowią o unikatowości.
Decydując się na usługę pozycjonowania swojej domeny, wiedz, iż jest to wyjątkowo złożony proces. Etapy realizowania zamierzonych celów i wdrażania optymalizacji są rozbudowane i wymagają czasu. Wynik zatem zależy od kilku składowych. Jednym z tych ważnych aspektów, który w realny i długoterminowy sposób wpłynie na osiągane rezultaty, jest tworzony content na stronie. Co oczywiste, powinien być on również dostosowany do działań realizowanych przez zespół specjalistów SEO.
Pamiętam jak dziś moment sprzed kilku lat, gdy zaczynałam swoich sił jako copywriter. Z pozoru proste zajęcie okazało się poważnym wyzwaniem, którego do dziś się uczę. Dlaczego? Bo tekst na Twojej stronie ma większą moc, niż możesz sobie to wyobrazić. Co więcej, nierzadko, jest to jedna z pierwszych form kontaktu z potencjalnym klientem.
Uzupełniając i redagując usługi pewnego specyficznego e-commerce, dziwiłam się jak tak niespójny opis produktów miał dotychczasową rację bytu. Jako klient czułabym się nie tylko zdezorientowana, ale momentami też – oszukana. Efekt? Napisałam wszystko od nowa, z troski o klienta i o jakość całego contentu na stronie.
Najprościej mówiąc – copywriting to tworzenie treści o wysokim współczynniku jakości, które jednocześnie są kompatybilne z zaleceniami SEO. Jego celem jest informowanie klienta o usługach I ofercie, zwiększenie ruchu na stronie oraz wzmocnienie pozycji w wynikach wyszukiwania. Pod tą nazwą kryją się — tytuły, meta tagi, treści znajdujące się na stronach głównych danych firm, na ich podstronach, ale także na serwisach zewnętrznych, w postaci artykułów sponsorowanych.
Jeśli więc myślisz, że bycie copywriterem to stworzenie kilku zdań opisowych – mylisz się. To tylko szczyt góry lodowej, pod którym mieści się szerokie spectrum działań.
Zaczynając swoje pierwsze, profesjonalne teksty na zlecenia, musiałam wykorzystywać złożone frazy, które w kontekście specyficznych branż mogą stanowić nie lada wyzwanie. Wbrew pozorom, użycie pozycjonującej frazy „dobry weterynarz centrum Gdynia”, nie jest takie proste i przekona się o tym każdy, kto będzie próbował umieścić ją w swoim, tworzonym tekście. Trudność namnaża się w sytuacji, gdy będziesz musiał zrobić to nawet trzykrotnie.
Content marketing zatem to złożony proces, w którym następuje tworzenie, redagowanie zarówno tekstu, wideo, obrazów, grafik jak i dokumentów zasobnych w inne treści.
Poniekąd już we wstępie odpowiedzieliśmy na zadane, powyższe pytanie. To dzięki poprawnie stworzonej, unikatowej treści jesteśmy w stanie wzmocnić I wspomóc szerokie działania pozycjonowanej domeny. Copywriter to osoba, która pomaga zrealizować zamierzone przez Ciebie cele. W jaki sposób?
Powyższy wykres obrazuje poziom zainteresowania postami na jednym z fanpage’y, gdy ten zaczął obradzać w bardziej merytoryczne i dłuższe treści. Przedstawione wyniki sugerują wzrost zainteresowania o nawet 70% (Twitter) czy 30% (Facebook).
Nie jest tajemnicą, iż regularnie aktualizowane algorytmy Google’a przystają i traktują jako pewnik witryny bogate w wartościowe treści. Badania przeprowadzone przez serwis Hitwise wskazują, iż coraz częściej użytkownicy poszukują treści, wpisując frazy, składające się z więcej niż 3 słów.
Warto również w tym miejscu napomknąć o analizie, przeprowadzonej przez SerpIQ. Poniższy wykres pokazuje, jak długość zamieszczonego contentu wpływa na zajmowaną pozycję danej witryny.
Korelacja liczby znaków z linkowaniem jest imponująca i przekonuje tym samym o ogromnym znaczeniu contentu – głównie jako uzupełnienie całego procesu pozycjonowania. Wniosek więc nasuwa się sam: warto inwestować w treści, gdyż dają nam wartość niezwykle cenną – szeroko rozumianną przewagę nad konkurencją.
Dobry tekst SEO to taki, który nie tylko spełnia swoją funkcję informacyjną, ale także łączy oczekiwany ruch na stronie z autentycznie ciekawą i oryginalną treścią.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której konkurują dwie firmy – A i B. Firma A ma ciekawy asortyment, ale nie jest on opisany na stronie w sposób zrozumiały. Poszukujemy jego specyfikacji, walorów technicznych i właściwości, ale niestety, nawet z lupą ich nie dostrzeżemy. Sklep B natomiast jest dużo mniejszy, ale odpowiada na wszystkie pytania, które chcemy (albo nie wiemy, że chcemy) zadać. Nie ma co ukrywać, że wiarygodność i rzetelność firmy B zachęca nas do zainteresowania się ofertą lub co ważniejsze – do współpracy. Co więcej, jeśli ów opis zawiera frazy kluczowe, to umacnia się nasza pozycja w wynikach wyszukiwania.
Świetny tekst SEO to content uzupełniający cały proces pozycjonowania. Sam w sobie może zdziałać wiele, ale jak mówi przysłowie – „gór nam nie przeniesie”. Jednak, jeśli chcemy zająć relatywnie wysokie miejsce w wyszukiwarce, jest to krok obowiązkowy, w który warto zainwestować swój czas i budżet.
Kluczem do nie tylko dobrego tekstu, ale do każdej udanej współpracy jest rozmowa. To na tym etapie poznajesz branże, oczekiwania oraz specyfikę swojego klienta. Zwróć uwagę na to, co chce podkreślić w swoich tekstach, na co mu najbardziej zależy i jakie postawił sobie cele, w związku z podjętą usługą pozycjonowania. Weźmy na tapetę konkretną sytuację. Klient zwraca się do nas z prośbą o stworzenie contentu na stronę główną swojej działalności. Jest to prywatny gabinet detektywistyczny, a napisany tekst opieramy na własnej wiedzy i źródłach zewnętrznych. Problem pojawia się póżniej, kiedy to klient komunikuje, że nie prowadzi części usług, a tekst chciał w zupełnie innej formie. Efekt? Stracony czas oraz niezadowolenie zleceniodawcy, którego mogliśmy przecież uniknąć.
Nikt nie jest „alfą i omegą” każdej dziedziny, dlatego krokiem koniecznym do wykonania profesjonalnej treści, jest zapoznanie się z opisywaną branżą. Warto, aby uwzględnić w contencie konkretne, specyficzne dla sklepu czy działalności słowa. Sprawdź jaka grupa docelowa najchętniej korzysta z usług, jak wygląda konkurencja, co jest kupowane i jakie pytania pojawiają się najczęściej.
Pamiętam, gdy dostałam zlecenie na tekst dla branży klimatyzacyjnej. Nie da się ukryć, że jest to wyjątkowo specyficzna działalność, na temat której, większość z nas, nie posiada wystarczającej wiedzy. Poznanie właściwości usług, rodzaju sprzętu i niuansów związanych z technologią zajęło mi kilka dni. Dobry, branżowy tekst wiąże się zatem z koniecznością włożenia wielu, dodatkowych godzin pracy, które zaowocują nie tylko poszerzeniem horyzontów, ale przede wszystkim merytorycznym contentem.
Jeśli zajmujesz się pisaniem dla swoich potrzeb, a nie na zlecenie, Twoja droga do dobrego tekstu SEO zaczyna się tutaj. Pamiętaj o tym, iż tekst ma trafić do człowieka - odbiorcy, który nie zawsze musi zrozumieć co „autor miał na myśli”. Używaj więc słów powszechnie znanych (chyba, że tekst jest stricte branżowy, nacechowany specjalistycznymi określeniami), przystępnych dla każdego odbiorcy. Odpowiadaj w treści na najważniejsze pytania, nie generuj i nie namnażaj ich na nowo.
Unikaj zdań długich, wielokrotnie złożonych i podwójnych zaprzeczeń. W przypadku tekstów specyficznych i nacechowanych frazami kluczowymi, warto uwzględnić pisanie treści nakierowanych typowo pod wyszukiwarkę Google.
Dobry tekst to tekst oryginalny. Aby uniknąć kanibalizacji stron i ułatwić cały proces SEO, staraj się tworzyć możliwie jak najbardziej nowe i niepowielone teksty. Unikatowość jest w cenie, dlatego wszelkie próby plagiatu lub uporczywe kopiowanie treści na podstronach da efekt odwrotny do zamierzonego. Spotkałam się kilkukrotnie z sytuacjami, w których mój tekst nagle, w magiczny sposób, znajdował się na innych stronach, o podobnej tematyce. Jest to bardzo prosty sposób na pozyskanie contentu, którego wartość w kontekście SEO jest niewielka. Nie polecamy więc stosować tego typu technik manipulacyjnych.
Podstawą tekstu SEO jest używanie fraz kluczowych, które mają realny wpływ na zajmowaną pozycję w wyszukiwarkach. Musisz dobrać je rozsądnie, zgodnie z tematyką pisanego tekstu i ustalonym budżetem klienta. Łatwo przesadzić z ich ilością, przez co tekst stanie się niezrozumiały albo co gorsza – „przeoptymalizowany”. Starajmy się zatem nie powielać fraz, nie stosować powtórzeń tekstu oraz w miarę możliwości stosować odmiany (np. copywriting SEO / copywriter SEO) i wyrazy bliskoznaczne.
Kwestia techniczna jest równie ważna co sama treść. Zarówno nagłówek, jak i krótkie wprowadzenie muszą być ciekawe i oddające tematykę dalszej treści. Im bardziej przejrzysty tekst, tym szybciej i łatwiej nasz czytelnik się z nim zapozna. Nie zawsze będzie zainteresowany całym materiałem — często wybierze wybiórcze prześledzenie treści, poszukując zdań tylko realnie go interesujących. Wszystkie nagłówki należy potraktować odpowiednim tagiem (np. jako nagłówek pierwszy, drugi etc.). Co więcej - warto by zawierał on słowa kluczowe, które dodatkowo wspomogą procesy pozycjonowania strony.
Czyli fragment kodu HTML, który dostępny będzie w nagłówku. To on odpowiada za opis wartości Twojej strony. Jest to idealne odzwierciedlenie powiedzenia: krótko zwięźle i na temat. W ok. 160 (po zmianach naniesionych w maju 2018) znakach należy nie tylko oddać tematykę, ale również przekonać i rozbudzić ciekawość internauty. Dobrze, gdy zawrzesz w nim słowa kluczowe. Nieuzupełniony metatag description doprowadzi do sytuacji, w której Twoja strona przedstawiona będzie w wynikach wyszukiwania za pomocą słów i zdań losowo wybranych przez roboty wyszukiwarki. Może zniechęcić Twojego potencjalnego klienta do odwiedzenia strony.
To zależy. Traktuj każde zlecenie tekstu indywidualnie – zastanów się czego potrzebuje Twój klient, ile słów kluczowych musisz zawrzeć i gdzie zostanie umieszczony tekst. Pamiętaj, by nie stosować powtórzeń i nie powielać wcześniej przekazanych już myśli. W przypadku artykułów sponsorowanych, które znajdują się na stronach zewnętrznych, często liczba znaków powinna zmieścić się w 2500. Jego intencją jest zawrzeć krótki „brief” usług, który może zaciekawić czytelnika i zmusić go do kliknięcia „dalej”, bezpośrednio już na stronę docelową.
Zdarzają się też teksty przekraczające nawet 7 tysięcy znaków. Sięgam pamięcią i przypominam sobie zlecenie dla sklepu medycznego. Potrzebował on pełnego opisu wszystkich leków i zaleceń (również domowych) na tzw. przesilenie jesienne. Tekst miał formę poradnikową i jego objętość, wraz z słowami kluczowymi, musiała całkowicie wyczerpać zadany temat.
Błahostka, o której często zapominamy. By przekaz był jasny musimy pamiętać o stylistyce, ortografii i poprawnej interpunkcji. Zdanie „Nie, wszystko w porządku” i „Nie wszystko w porządku” ma zupełnie inny wydźwięk, prawda?
Liczba znaków powinna być dopasowana do: po pierwsze – miejsca, w którym zostanie on umieszczony, po drugie – ilości fraz. Krótki, 500 – znakowy tekst, nasączony słowami kluczowymi jest nie tylko trudny do napisania, ale przede wszystkim nieprzyjazny komunikacyjnie. Jeśli w tekście zdecydujemy się umieścić 2-3 słowa, pamiętajmy, by wpleść go w łączną treść min. 2000-3000 znaków.
Fox Strategy sp. z o.o.
ul. Piłsudskiego 23 lok. 2-4
50-044 Wrocław