Planujesz rozpocząć współpracę z agencją SEO? Nie wiesz, na co zwrócić uwagę podczas procesu ofertowego? Z myślą o tym Katarzyna Baranowska przygotowała listę 30 pytań, które warto zadać jeszcze przed podpisaniem umowy. Pobierz ją i wysłuchaj uzupełniających odcinków podcastu #DBF, aby podjąć jak najlepszą decyzję dla swojego biznesu.
Zakres usług i harmonogram prac
Jakie konkretnie działania SEO będą realizowane przez Zleceniobiorcę? |
Jakie są terminy realizacji poszczególnych działań? |
Które działania prowadzone są jednorazowo a które cyklicznie? |
Współpraca
Jak będzie wyglądać komunikacja między Stronami? |
Czy usługa obejmuje konsulting i obsługę Zleceniodawcy (W jakiej formie? Czy są tu jakieś limity czasowe / godzinowe?) |
Do wykonywania jakich zadań zobowiązuje się klient? |
Kto będzie osobą kontaktową i decyzyjną z projekcie po stronie Zleceniodawcy i Zleceniobiorcy? |
Która ze Stron odpowiada za wdrożenie optymalizacji? |
Czy Zleceniodawca każdorazowo akceptuje zmiany na stronie przed ich wdrożeniem przez Zleceniobiorcę? |
W jaki sposób Zleceniobiorca będzie pozyskiwał linki? |
Budżet i rozliczenie
Jaki jest całościowy koszt usługi i czy jest on zmienny w czasie? |
Jaka część budżetu przeznaczona jest na prace a jaka np. na pozyskanie linków czy copywriting? |
Czy istnieją dodatkowe koszty związane z umową (typu: opłata aktywacyjna, opłata za narzędzia)? |
Czy umowa przewiduje jakieś premie dla Zleceniobiorcy w zależności od wyników? |
Czy płatność następuje z góry czy z dołu? |
Jaki jest termin płatności? |
Czy Zleceniodawca może zawiesić wykonywanie usługi w razie nieuregulowania przez Zleceniodawcę płatności w ustalonym terminie? |
Wyniki
Jakie wyniki są oczekiwane i jak będą mierzone? |
Czy Zleceniobiorca gwarantuje osiągnięcie określonych wyników? |
Raportowanie i monitorowanie
Jakie są oczekiwane efekty działań SEO i jak będą one monitorowane? |
W jaki sposób Zleceniobiorca będzie dostarczał raporty i jak często? |
Jakie narzędzia będą wykorzystywane do monitorowania i raportowania wyników działań SEO? |
Odpowiedzialność za treści
Kto będzie odpowiedzialny za tworzenie treści? |
Kto będzie właścicielem treści stworzonych w ramach umowy jeśli będą one tworzone przez Zleceniobiorcę? |
Czas trwania umowy
Czy umowa zawierana jest na czas określony czy nieokreślony? |
Klauzula poufności
Czy Strony zobowiązują się do zachowania poufności? |
Jakie informacje są objęte klauzulą poufności? |
Czy fakt zawarcia umowy jest poufny (czy np. Zleceniobiorca może "pochwalić się na swojej stronie" nawiązaniem współpracy ze Zleceniodawcą)? |
Warunki wypowiedzenia umowy
Jakie są warunki wypowiedzenia umowy przez każdą ze Stron? |
Jakie działania podejmowane są przy zakończeniu współpracy (np. czy Zleceniobiorca usuwa pozyskane linki?) |
Lista powstała na potrzeby wydarzenia I ❤️ Marketing, podczas którego Katarzyna Baranowska wystąpiła z prezentacją pt. "Nikt Ci tyle nie da, ile agencja obieca".
W wolnym czasie posłuchaj podcastu #DBF, w którym to Kasia opowiada o współpracy na linii Klient - Agencja SEO.
W ostatnim miesiącu Google zaserwowało nam zmiany na co najmniej kilku polach. Pod lupę zostały wzięte zarówno tytuły stron jak i linki czy warstwa contentowa. O czym warto wiedzieć i które update’y przyniosły najwięcej zmian? O tym w dzisiejszym przeglądzie!
Jak czytamy w komunikacie Google z 24.08.2021 kierunek prac w obrębie wyników wyszukiwania wciąż dotyczy tego, by: „wyszukiwarka Google wyświetlała jak najlepsze tytuły dokumentów w wynikach wyszukiwania”. Nie jest to oczywiście żadnym zaskoczeniem, ale ciekawy jest sposób w jaki Google zamierza teraz pobierać i modyfikować tytuły.
Od dawna już Google prezentowało w wynikach tytuł będący albo bezpośrednim nawiązaniem do wypełnienia tagu title albo kombinacją informacji pobranych ze strony. Według zapowiedzi wypełnienie strony, jej treść i zawartość nagłówka H1 a także prowadzące do niej linki będą uwzględniane w jeszcze większym stopniu.
Warto w tym miejscu przyjrzeć się tytułom prezentowanym po aktualizacji i zweryfikować w jakim stopniu różnią się one od dotychczasowych oraz od wypełnienia zdefiniowanego poprzez tag title. Kolejnym krokiem powinno być również skoncentrowanie się na weryfikacji zawartości nagłówka H1 jeśli okaże się, że to treść wyróżniona przy jego użyciu od teraz pojawia się w wynikach wyszukiwania.
Informacje źródłowe:
https://developers.google.com/search/blog/2021/08/update-to-generating-page-titles
W ślad za ostatnią aktualizacją podążyli już użytkownicy i specjaliści. Powstał już nawet kod, który można dodać do zakładek w przeglądarce by następnie po jego wywołaniu zobaczyć wyniki dla pierwszej strony i szybko zweryfikować czy prezentowane tytuły są zgodne z zawartością meta tagu title zdefiniowanego w kodzie strony.
Więcej o tym: https://gist.github.com/fedegomez/7b4601e2cc9491e004189e9a23dd35b1
Opublikowane przed kilkunastoma laty i systematycznie aktualizowane wskazówki przygotowane przez Google, znane jako General Guidelines dostarczają informacji o tym jakie elementy są brane pod uwagę podczas analizy jakości strony przez osoby zajmujące się weryfikacją tych elementów po stronie Google (czyli tzw. Search Quality Raters).
Ostatni update dotyczy podejścia do oceny stron przez pryzmat jakości prezentowanych na nich treści i kwalifikowania części z nich jako tych, które zawierają tzw. low quality content. Najczęściej w tym gronie znajdują się serwisy, których zawartość nie odpowiada intencji trafiającego na nie użytkownika – i choć brzmi to nieco zagadkowo najczęściej sprowadza się do sytuacji, w której treści po prostu brakuje, bądź jest ona nieskładna, przypadkowa, generowana automatycznie lub po prostu niezrozumiała, zawierające rozmaite błędy lub też pozbawiona specjalistycznej wiedzy, której może oczekiwać czytelnik.
Główną zmianą wśród dotychczas prezentowanych wytycznych jest odniesienie się tytułu i nagłówków, które w przypadku konstrukcji obliczonej na „clickbait”, szokowanie użytkownika czy prezentowanie mocno przerysowanych informacji (niezależnie od wartości i merytoryki prezentowanych obok informacji) będą od teraz kwalifikowane właśnie jako low quality content.
Dokument źródłowy z wytycznymi Google: tutaj
Ciekawe podsumowanie i omówienie aktualizacji można znaleźć również na stronie: tutaj
24.08.2021 za pośrednictwem Twitter’a została rozpowszechniona informacja o zakończeniu prac związanych z oceną spamerskich linków przez algorytm wyszukiwarki i związanym z tym przeliczeniu wyników (które trwało od blisko miesiąca w różnych krajach).
Według informacji celem tej aktualizacji ma być jeszcze skuteczniejsze identyfikowanie i niwelowanie znaczenia spamerskich linków.
Źródło: https://twitter.com/googlesearchc/status/1430225585289105410
Według informacji przekazanych przez Google w dniach 23-24.08.2021 doszło to utraty danych stąd też w raportach dotyczących skuteczności można spodziewać się anomalii i zaburzeń w liczbie wyświetleń i kliknięć. Nie są to oczywiście realne straty widoczności a jedynie błąd w systemie raportowania. Stosowna notka pojawia się pod wykresem w Google Search Console.
Informacje źródłowe: https://support.google.com/webmasters/answer/6211453
Co ciekawe, w sierpniu, różne narzędzia w nieco innych dniach sygnalizowały większe wahania i zmiany w wynikach.
W badaniu Semrush kilkukrotnie na przestrzeni całego miesiąca wskazania zostały określone jako duże i wyraźne. W przypadku algoroo „najgorętszy” okres przypadał między 7 a 11 sierpnia.
W wyszukiwarce polskiej zmiany wykrywane były na przestrzeni całego miesiąca, ale ich index był niski.
Dzisiaj początek będzie trochę sentymentalny.....Jakieś sześć lat temu, wyrwana z wieczornego oglądania serialu Agenci NCIS (ach co to był za serial:)), odebrałam telefon od Eweliny, gdzie na zamiast "Cześć" usłyszałam pełne entuzjazmu pytanie:- co myślisz o nazwie "Fox Strategy"? Powiedziałam, że jak to ma być nazwa firmy to jest super i mega czadowy pomysł!! Dwa lata później przekroczyłam próg biura, stając się członkiem zespołu Fox Strategy.
Dokładnie 1 marca 2015 roku powstało Fox Strategy. Dzisiaj to zupełnie inna firma, ale wciąż z tymi samymi ludźmi, których pomysły i kreatywność są szybsze od rakiety wystrzelonej w kosmos :).
Czego sobie życzymy w te szóste urodziny? Żebyśmy mogli stale rozwijać się dla Was, być wsparciem dla Waszego biznesu w sieci i wspólnie z Wami piąć na sam szczyt drabinek Google. Mamy nadzieję, że za jakiś czas znów spotkamy się gdzieś na branżowym evencie i zjemy wspólnie nocnego kebaba w jednym z polskich miast 🙂 - Jak to mawiają Lisy, wyjazd bez kebsika to nie wyjazd 🙂 A my już bardzo za tym tęsknimy. Zresztą nie tylko za tym!
Dzisiaj zaśpiewajmy wspólnie sto lat i trzymajmy mocno kciuki, żeby siódme urodziny świętować w lepszych czasach! Na cześć całego zespołu Fox Strategy: Hip, Hip, Huraaaaa!!!!
A co dziś polecamy do poniedziałkowej kawy? Ten protip pozwala zupełnie z innej strony popatrzeć na swoją konkurencje i zaprzyjaźnić się z nią. W jaki sposób? O tym właśnie opowie Wam Katarzyna Baranowska 🙂
Dość często (zwłaszcza w naszej kulturze) rozmowy na temat konkurencji czy faktu posiadania konkurentów przywołują od razu skojarzenia z nieuniknioną rywalizacja czy nierówną walką. Do tego dochodzi obawa przed działaniami tzw. nieuczciwej konkurencji czy podejście mówiącym o tym, że „trzeba wywalczyć sobie swój kawałek tortu” bo należy mieć na uwadze ograniczone zasoby i grono klientów. Krótko mówiąc" zdania na temat konkurencji najczęściej bywają niepochlebne.
Dzisiaj chcielibyśmy jednak nieco „odczarować” mity dotyczące tego jakoby każdego dnia musimy stawiać czoła konkurencji. Jeśli taka myśl często do nas powraca to warto spróbować skupić się na tym co nas wyróżnia, w czym realnie jesteśmy naprawdę dobrzy, co nam najlepiej wychodzi i w co wkładamy najwięcej serca. Takie działania pozwolą nam nie tylko skoncentrować naszą uwagę i skupić wysiłki na naszym biznesie (i na tym co możemy zrobić jeszcze lepiej), ale też sprawią, że przestaniemy „wspierać myślą innych” i rozpraszać się.
Już kilka razy w naszych artykułach, poradnikach czy podcastach wspominaliśmy o tym, dlaczego staramy się nie myśleć o innych firmach z naszej branży przez pryzmat konkurencji. Jasne, zdarza się, że mamy podobne cele, profile usług, chcemy dotrzeć do tych samych klientów, nasza oferta jest na tym samym progu cenowym, ale często na tym podobieństwa się kończą. Jeśli przeanalizujemy temat dokładniej okazuje się, że wiele podmiotów, które automatycznie kwalifikowaliśmy jako konkurencję… wcale nią nie jest. Czasem różnią nas wartości, czasem proces obsługi klienta a czasem podejście i doświadczenie. Okazuje się, że tak naprawdę na horyzoncie zostaje niewiele firm z którymi możemy się realnie porównywać.
Przy okazji wejścia w Nowy Rok warto zrewidować swoje podejście i spojrzeć na relacje jakie łączą nas z innymi osobami z naszej branży. Celowo piszę o ludziach, bo w przypadku małych i średnich podmiotów to właśnie oni (konkretne osoby, które znamy) stoją za sterami firm, do których jakkolwiek się odnosimy i z którymi chcąc nie chcąc się porównujemy… Paradoksalnie ci ludzie mają często rozważania zbliżone do naszych, borykają się z podobnymi trudnościami, szukają rozwiązań problemów z którymi my również się mierzymy i mają podobne obawy.
Wychodzimy z założenia, że dobrze jest połączyć siły oraz czerpać inspirację i motywację z dobrych relacji. Tak, zdarza nam się dzwonić do naszych znajomych i przyjaciół marketingowców po branżową poradę, zdarza się też prosić o pomoc czy feedback. Równocześnie chętnie odbieramy telefon by opowiedzieć, jak coś wygląda bądź działa u nas i dlaczego więcej nie zdecydujemy się na takie, a nie inne rozwiązania. Czasem jedna cenna sugestia bądź tylko nakreślenie kierunku okazuje się być bardzo pomocne.
Może tego typu podejście sprawdzi się również u Ciebie?
I to już wszystko w naszym dzisiejszym protipowym poniedziałku. I tradycyjnie zapraszamy Was do śledzenia naszego newslettera!
-Protip Kasi Baranowskiej, w redakcji Agaty Kaliatzi i wsparciu graficznym Aleksandry Sudnik
Google przyzwyczaiło nas już do tego, że systematycznie otrzymujemy informacje o zmianach w algorytmie czy wprowadzaniu drobnych zmian związanych z narzędziami. Można więc śmiało powiedzieć, że i grudzień nie odbiegał od tej reguły. Jedynym zaskoczeń było tylko to, że w tym miesiącu pojawiła się kolejna duża korekta, na którą czekaliśmy od ponad 7 miesięcy i która zdominowała większość doniesień o zmianach.
Z lakonicznego (jak zwykle zresztą) komunikatu Google podanego m.in. na Twitterze trudno dowiedzieć się czegoś więcej poza potwierdzeniem samego faktu wprowadzenia aktualizacji. Podobnie jak przy okazji innych update’ów Google zawsze podkreśla, że celem aktualizacji jest ponowna ocena jakości różnych stron i przeliczenie ich parametrów, które z kolei będą warunkowały ich miejsce w rankingu (czyli w wynikach wyszukiwania – tzw. SERP’ach).
Later today, we are releasing a broad core algorithm update, as we do several times per year. It is called the December 2020 Core Update. Our guidance about such updates remains as we’ve covered before. Please see this blog post for more about that:https://t.co/e5ZQUAlt0G
— Google SearchLiaison (@searchliaison) December 3, 2020
Mniej więcej w połowie grudnia (po ponownym przeliczeniu i korektach zmian) mogliśmy zaobserwować, które branże najmocniej odczuły efekty zmian i w których pojawiło się najwięcej przetasowań (w sieci pojawiły się również informacje o tym jakoby pojawiła się tzw. druga fala zmian).
Nasze obserwacje pokrywają się z informacjami publikowanymi w różnych źródłach. Najwięcej wzrostów i spadków dotknęło witryny z kategorii: medycyna i zdrowie, nieruchomości, turystyka i podróże oraz finanse. Wiele portali i serwisów, które szczególnie mocno odczuły duże zmiany w widoczności po poprzedniej, majowej aktualizacji (zwłaszcza dotykających tematów zdrowia czy finansów właśnie) teraz znów doświadczyło wahań i korekt.
Podobnie jak przy poprzednich aktualizacjach wzrostów mogą spodziewać się witryny, które w ostatnim czasie rozpoczęły bądź kontynuowały prace nad publikowaniem dobrej jakościowo i wartościowej dla użytkownika treści.
Nie dostrzegamy (póki co) jednego, klarownego czynnika (oprócz samego contentu), który miałby kluczowe znaczenie i który przeważyłby przy okazji grudniowej aktualizacji. Google przyzwyczaiło nas już do tego, że czasem przeliczenie dotyczy kombinacji wielu czynników i trudno jednoznacznie wskazać który z nich odpowiada za wzrosty lub jest przyczyną spadków przy okazji kolejnego update. Przy okazji każdej większej zmiany warto ponownie „wziąć na warsztat” najważniejsze elementy i punkt po punkcie jeszcze raz przejść przez audyt i wprowadzić poprawki tam, gdzie nasze podstrony zaczynają odstawać od standardów bądź, gdzie pojawiają się błędy i braki. W tym miejscu warto jednak pamiętać o tym, że czasem źródłem spadków jest przeoptymalizowanie witryny i jej zbyt silne naszpikowanie np. słowami kluczowymi czy treści redagowane wyłącznie z myślą o wyszukiwarce (i z pominięciem potrzeb realnego użytkownika).
Poniżej załączamy wykres widoczności z narzędzia Senuto dla jednego z serwisów z branży medycznej, którym mamy przyjemność opiekować się od połowy 2020 roku (prowadzimy konsultacje w zakresie SEO). Klient zgłosił się do nas po majowej aktualizacji, kiedy zasięgi nieco spadły (pojawiły się spadki pozycji dla wielu ważnych fraz i ruch organiczny mocno się zmniejszył). Ponowny audyt, optymalizacja nastawiona na usunięcie duplikatów oraz „wygładzenie” meta tagów i treści (wcześniej były mocno przesycone słowami kluczowymi), poprawa linkowania wewnętrznego oraz stały rozwój contentu przyniosły poprawę rezultatów.
Zmianą wartą odnotowania w grudniu jest fakt przywrócenia przez Google opcji zgłaszania adresu do indeksacji. Funkcja ta (dostępna w narzędziu Google Search Console) była w ostatnim czasie nieaktywna. Wielu specjalistów SEO jeszcze w październiku i listopadzie informowało o problemach bądź dużych opóźnieniach związanych z indeksacją adresów i o tym, że wyszukiwarka coraz słabiej radzi sobie w tej kwestii. Trudno powiedzieć czy w prezencie mikołajkowym czy w ramach naprawy zakolejkowanych mankamentów Google na koniec roku przekazało miłą wiadomość o tym, że funkcja przesyłania stron do indeksacji znów jest dostępna 😉.
W grudniu największe zmiany zostały odnotowane 3-4 grudnia.
Kolejny “pik” pojawił się 10.12 i 18.12 – co może wskazywać na tzw. kolejną falę bądź korektę zmian, które nastąpiły na początku miesiąca.
Sierpień, pod względem zmian w wynikach wyszukiwania Google, okazał się o tyle zaskakujący, że tym razem spore zamieszanie w pozycjach było wywołane nie kolejnym update’em… a awarią 😉
W dniach 11-13.08 można było zaobserwować dość duże wahania i nielogiczne zmiany pozycji. Google dość szybko pospieszyło z informacją o awarii (usterce) systemów indeksowania, która wpłynęła na zmiany w wynikach wyszukiwania. Choć według deklaracji Google problem został naprawiony w stosunkowo krótkim czasie, to narzędzia monitorujące pozycje pokazywały anomalie jeszcze przez dwa, kolejne dni.
On Monday we detected an issue with our indexing systems that affected Google search results. Once the issue was identified, it was promptly fixed by our Site Reliability Engineers and by now it has been mitigated.
Thank you for your patience!— Google Search Central (@googlesearchc) August 11, 2020
Google już od lutego 2020 testowało zmiany w prezentowaniu i oznaczaniu obrazów widocznych w wyszukiwarce grafik. Celem było przede wszystkim dostarczenie informacji o możliwości korzystania z prezentowanych grafik i wyróżnienie danych na temat licencji.
Pod koniec sierpnia 2020 pojawił się komunikat o tym, że Google już oficjalnie wprowadziło nową funkcję. Obrazy, które są objęte licencją zostaną oznaczone w wynikach wyszukiwania plakietką "na licencji". Po wybraniu konkretnej grafiki pojawi się link do strony zawierającej informacje (zdefiniowane przez autora lub właściciela) na temat możliwości kopiowania, udostępnienia czy wykorzystania danego obrazu.
Wśród narzędzi dostępnych przy wyszukiwaniu określonych treści powiały się dodatkowe filtry - Licencje komercyjne i inne, poprzez które można zdefiniować rodzaj wyszukiwanych obrazów.
Właściciele grafik czy licencjodawcy mogą za pośrednictwem określonej struktury mikro-danych przekazać informacje na temat obostrzeń dotyczących wykorzystania obrazów, tak by w wynikach pojawiła się etykieta "na licencji". Osobom zainteresowanym wprowadzeniem takich rozwiązań w swoim serwisie zostawiamy link do poradnika Google, dotyczącego użycia mikroformatów lub metadanych zdjęć IPTC - https://developers.google.com/search/docs/data-types/image-license-metadata#structured-data
Poniżej przykład nowych funkcji wyszukiwania i oznaczeń w wynikach wyszukiwania Grafiki:
W sierpniu większe zmiany zostały odnotowane w okolicach połowy miesiąca - w dniach 11-12 przy okazji usterki systemów indeksujących, przy czym niektóre narzędzia nawet nie "wykryły" tych wahań. Kolejny "pik" pojawił się 16.08 - co może wskazywać na kolejną zmianę w algorytmie - jak dotąd nie pojawiły się jednak żadne oficjalne potwierdzenia ze strony Google na temat wprowadzanych w tym dniu aktualizacji.
Premiera książki Artura Jabłońskiego miała miejsce już ponad rok temu, ale tak naprawdę dopiero niedawno trafiła w moje ręce. Chodzi o tytuł: „Jak pisać, żeby chcieli czytać (i kupować). Copywriting & Webwriting”.
Sięgnęłam po tę pozycję by przekonać się czy autor ma jakieś ciekawe rady dla specjalistów SEO którzy, bądź co bądź, zazwyczaj mają z góry utarty pogląd na rolę treści na stronie oraz sprecyzowane oczekiwania co do jakości artykułów i sposobu ich optymalizacji.
To zależy… (ok, nie droczę się 😉). Odpowiedź brzmi: po trzykroć tak, chodź podtytuł i recenzje w sieci niekoniecznie wprost na to wskazują!
Formułując zalecenia dotyczące optymalizacji contentu zależy mi (chyba jak wszystkim specjalistom) na tym, aby moje wskazówki skupiały się nie tylko wokół „fundamentalnych prawd SEO”, ale również na tym, by stworzone treści były przestępne dla użytkowników. W końcu to przede wszystkim osoby potencjalnie zainteresowane usługami (produktami) mojego klienta będą na te teksty trafiać i przynajmniej w jakimś procencie je czytać. Artur zdecydowanie podpowiada, jak to robić i na co zwrócić uwagę.
Współpraca z copywriterami, zlecenia na tworzenie treści, audytowanie ich i sprawdzanie tego co ostatecznie otrzymujemy. Chciałoby się rzec: proza życia SEOwca. Warto więc szukać wskazówek i dodatkowych informacji o tym jak jeszcze można pracować nad tekstami by były przyjemne w odbiorze i spełniały swoją rolę.
Nie sztuką jest wymagać od copywritera artykułów najwyższych lotów, jeśli wcześniej nie sprecyzowaliśmy o co nam chodzi, gdzie ta treść się znajdzie, kto będzie odbiorcą itd.
Argumentem numer trzy na pewno jest to, że własny warsztat również warto doskonalić. Dobrze jest więc wiedzieć nad czym my sami powinniśmy pracować tworząc treści.
Autor proponuje nam lekturę siedmiu rozdziałów. Na kolejnych kartach znajdziemy zarówno fragmenty dotyczące adresowania treści do konkretnego odbiorcy, wyglądu tekstu, a także wskazówki związane z posługiwaniem się językiem korzyści czy tworzeniem tytułów i formatowaniem nagłówków (tak dla ludzi, nie dla botów 😉 ).
W pierwszym rozdziale autor (powołując się m.in. na wyniki badań) wyjaśnia w jaki sposób użytkownicy skupiają się na tekstach. Na jakich partiach treści koncentrują uwagę i w jak skanują poszczególne fragmenty.
Artur Jabłoński stawa tutaj odważną tezę. Według niego forma jest ważniejsza od treści. Choć na pierwszy rzut oka takie stwierdzenie nieco burzy dotychczas forsowany pogląd, że najważniejszy jest wartościowy content. Oczywiście merytoryka nadal ma znaczenie, ale to atrakcyjny sposób prezentacji tekstu mocno decyduje o tym, czy użytkownik w ogóle w ogóle zechce się z nim zapoznać.
W tym rozdziale pojawia się kilka aspektów psychologicznych, które mocno wpływają na sposób w jaki ludzie czytają i odbierają treści (przede wszystkim te internetowe).
Jedna rzecz, która jest szczególnie ważna (a która potrafi umknąć) to fakt, że przy projektowaniu treści nigdy nie możemy zapominać o tym by przetestować jej „wygląd” na urządzeniu mobilnym.
Kluczem do efektywnej optymalizacji zawsze będą testy i badania – bez tego nadal będziemy poruszać się w sferze przypuszczeń i gdybania.
Artur w drugim rozdziale opowiada o identyfikacji potrzeb przyszłych odbiorców naszych treści. Wskazuje na dwie główne: potrzebę „uzupełnienia braku” i „zmiany na lepsze”. Takie rozróżnienia będzie wpływało na narrację naszego przekazu.
Przesłaniem tego rozdziału jest również to, że opracowanie efektywnych treści wymaga testowania, sprawdzania i optymalizacji. Nie może być mowy o dobrych testach UX stron, jeśli przy analizach pomijana jest treść i jej odbiór.
I tutaj znów wracamy do istoty działań SEO, których celem jest zwiększenie ruchu w obrębie witryny i pośrednio zwiększenie konwersji, którą można poprawić m.in. poprzez optymalizację treści.
Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że „atrakcyjna treść” przyciąga spojrzenia i sprawia, że użytkownik w ogóle poświeci swój czas na jej lekturę to trudno nie zgodzić się z tezą autora, że odpowiednie „sformatowanie” tekstu odgrywa bardzo ważną rolę.
Przejrzystość tekstu, rozmiar fontu, a nawet długość wersu czy interlinia zostały poddane analizie. W książce znajdziemy konkretne porady dotyczące m.in. optymalnej długości akapitów, liczbie śródtytułów a także formie wyróżnienia poszczególnych fraz czy fragmentów.
I tutaj znów dochodzimy do wniosków zbieżnych z założeniami optymalizacji treści pod kątem SEO. Całość powinna być atrakcyjna i przyjazna dla użytkownika oraz skonstruowana w taki sposób, by ułatwiać zapoznanie się z przestawionymi informacjami.
Operowanie konkretem i szczegółami, prosty język i kontekst to tylko niektóre z elementów, które warto doskonalić podczas pracy nad tworzeniem skutecznych treści.
O tym jak trudno czasem wyjść poza pewien schemat myślenia o konkretnych zagadnieniach oraz mówienia choćby o tematyce SEO (działaniu algorytmów, optymalizacji itd.) w prosty sposób przekonał się z pewnością każdy specjalista, gdy przyszło mu wyjaśnić własnym rodzicom, dziadkom czy znajomym w kilku słowach na czym „to pozycjonowanie polega”.
Klątwa wiedzy (bo o tym zjawisku mowa) może sprawiać, że nasze teksty będą mało zrozumiałe i „przeładowane” fachowym słownictwem. Warto pamiętać o tym, by omawiając konkretne zagadnienie starać się na nie spojrzeć „oczami” naszego czytelnika i dostosować język oraz sposób wyjaśniania problemu do jego poziomu znajomości danej kwestii.
Autor w kolejnym podrozdziale zwraca uwagę na odróżnienie cech produktu czy usługi od realnych korzyści wynikających z ich nabycia. „Zachwalanie” tego co w teorii chcemy naszym tekstem sprzedać nigdy nie będzie tak skuteczne jak opisanie w prosty sposób tego, jaką potrzebę uda się zaspokoić dzięki wykorzystaniu oferowanej rzeczy i jaką klient odczuje dzięki temu korzyść.
Jak powinny wyglądać, czego dotyczyć, na jakich frazach się opierać? Odpowiedź okazuje się jeszcze trudniejsza, gdy dowiadujemy się, że większość użytkowników może skupiać się wyłącznie na nich (pomijając resztę treści, którą tak pieczołowicie tworzyliśmy).
Autor nie pozostawia nas jednak bez podpowiedzi i opisuje co najmniej kilka sposób pozwalających zwiększyć „atrakcyjność” nie tylko samych nagłówków, ale również tytułów.
I tu znów pojawia się coś, co może podziałać jak miód na serce SEOwca – mowa o używaniu słów kluczowych, testowaniu różnych konstrukcji czy narzędzi, które mogą przyjść z pomocą.
Czy clickbaity są wciąż skuteczne? Jak to zwykle bywa, odpowiedź brzmi: to zależy. Na szczęście autor pozostawia tej kwestii dość dużo uwagi i podsuwa kilka pomysłów na takie ich wykorzystanie, które nie spowoduje wyłącznie irytacji u naszego odbiorcy.
Czym różnią się ciekawe opowieści od czczego gadania? Przede wszystkim tym, jakie wrażenia wywierają na osobie, która ich doświadcza. Treść na naszej stronie może dokładnie tak samo mocno zachęcić do zapoznania się z ofertą jak i zniechęcić do lektury (a tym bardziej konwersji). Problem w tym, że bez testów trudno jest w góry przesądzić o tym jak nasze teksty działają na klientów.
Warto przy pisaniu zwrócić uwagę na użycie i odpowiednie skonstruowanie call to action. Autor radzi by były to komunikaty oparte jednocześnie o trzy elementy: obietnicę, korzyść oraz potrzebę.
Artur Jabłoński podsumowuje swoją książkę jednym zdaniem, które w zasadzie można uznać za idealne wpisujące się w branżę SEO: „Nikt nie mówił, że będzie łatwo. (…) Nie masz wyjścia, kombinuj z różnymi rozwiązaniami”.
W pełni się z tym zgadzam, ale też wychodzę z założenia, że „łatwiej się kombinuje”, gdy ma się do dyspozycji zarówno doświadczenie, intuicję jak i wiedzę. Książka „Jak pisać, żeby chcieli czytać (i kupować)” rzuca nieco światła na temat tworzenia treści i jej optymalizacji pod kątem konwersji. Polecam ją więc tym, którzy chcą wyjść poza schematy i znaleźć inspirację do licznych, przyszłych kombinacji 😉
Można by rzec, że miesiąc bez zmian w algorytmie Google miesiącem straconym. Jednak maj do takich nie należał 😉. W minionym już miesiącu Google ponownie postanowiło nieco ulepszyć mechanizm dopasowywania wyników do zapytań użytkowników i wprowadziło jedną większą i kilka pomniejszych zmian oraz zapowiedziało kolejne!
Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tych ciągłych Google’owych ulepszeń (których zdarza się nawet kilkaset rocznie). Czy te ostatnie czymś się jednak wyróżniały? Szerzej o tym niżej.
Zaraz po długim weekendzie majowym za pośrednictwem Twittera do opinii publicznej trafiła oficjalna informacja o tym, że trwa właśnie kolejna aktualizacja a ponowne przeliczanie parametrów różnych witryn i ich rankingowanie może potrwać nawet do połowy miesiąca.
Jak zawsze przy takiej okazji Google podkreśla, że zmiana nie koncentruje się wokół jednego, wiodącego czynnika tylko wokół kombinacji różnych elementów. Remedium na wypadek pogarszających się notowań danej witryny jest ponowne zapoznanie się z wytycznymi Google i próba pracy nad tymi czynnikami, które dotąd miały kluczowe znaczenie.
Każda kolejna, ogłaszana zmiana algorytmu i towarzyszące jej wahania oraz zmiany pozycji witryn w wynikach wyszukiwania rodzą pytania o to w którym kierunku warto rozwijać strony i jak je udoskonalać, skoro lista wskazówek Google oraz wytycznych dla twórców witryn pozostaje bez zmian?
Danny Sullivan wskazuje jednak, że kluczem nie jest zmiana czynników rankingowych jako takich, ale sposób dopasowywania wyświetlanych wyników do zapytań użytkowników biorąc pod uwagę ich preferencje i intencje.
Z perspektywy właściciela strony i specjalisty SEO oznacza to, że nie należy skupiać się na jakieś wąskiej liście elementów, które należy rozwijać i uznawać za ostatecznie zoptymalizowane, ale warto pracować nad pewną wartością dodaną, dopasowaniem do oczekiwań użytkowników, ich dobrym wrażeniem z korzystania ze strony itd.
Pewnym potwierdzeniem będzie też zapowiadany na przyszły rok, kolejny update.
W drugiej połowie maja na blogu Google pojawiła się informacja o tym, że już w przyszłym roku możemy spodziewać się znaczącej zmiany i kolejnej(!) dużej aktualizacji algorytmu. Zwiększy się znaczenie użyteczności stron i parametrów związanych z wrażeniami użytkowników (podczas korzystania ze stron). Google określa grupę tych elementów jako Page Experience Signals (źródło).
Według oficjalnych deklaracji kolejna aktualizacja zostanie ogłoszona z blisko półrocznym wyprzedzeniem ze względu na to, by właściciele witryn (skupieni na ten moment na temacie epidemii) mieli szanse udoskonalić swoje witryny pod tym kątem.
Co kryje się pod hasłem Page Experience Signals?
Wczytując się w zapowiedzi Google możemy założyć, że mowa tu o istniejących już czynnikach, które dotyczą m.in. szybkości ładowania strony internetowej i jej wyświetlania się na różnych urządzeniach, ale także łatwość dotarcia do najważniejszych informacji czy braku rozpraszających reklam. Google obrazuje całość za pośrednictwem wskazanej niżej grafiki
Google rekomenduje skupienie się na trzech obszarach:
By ułatwić webdeveloperom i właścicielom witryn diagnozowanie stron pod kątem kluczowych sygnałów związanych z użytecznością i doświadczeniami użytkownika Google zaktualizowało kilka spośród rekomendowanych narzędzi, które mają pomóc w diagnozowaniu problemów i typowaniu obszarów wymagających zmian (mowa tutaj np. o Lighthouse i PageSpeed Insights jak i Google Search Console.
We wspomnianych narzędziach dla webmasterów można już zobaczyć nowy raport o nazwie „Podstawowe wskaźniki internetowe”, który będzie dostarczał danych na temat adresów wymagających zmiany wraz ze wskazaniem potencjalnego problemu.
Google zapowiada przy tym, że choć elementy związane z doświadczeniami użytkowników są ważne to nadal nadrzędnym czynnikiem rankingującym będzie dopasowanie zawartości danej strony do intencji użytkownika i trafna treść. Jednak w przypadku puli podstron o bardzo zbliżonych parametrach odnoszących się do contentu elementem rozstrzygającym o kolejności wyświetlania się w rankingu będą właśnie czynniki powiązane z użytecznością i wrażeniami użytkowników.
Biorąc pod uwagę zapowiadanie zmiany warto w najbliższym czasie rozpocząć testy swojej strony pod kątem parametrów, które będą zyskiwały na znaczeniu, ale również przeprowadzić audyt treści by i na tym polu wyeliminować błędy i wprowadzić poprawki, które złożą się na naszą przyszłą widoczność w wynikach wyszukiwania.
Warto jeszcze podkreślić jedną rzecz, można powiedzieć, że planowane zmiany algorytmu będą „wymuszały” na twórcach witryn i ich właścicielach optymalizację, której celem będzie łatwiejsze, szybsze i mniej problematyczne korzystanie ze strony przez odwiedzających ją użytkowników.
W naszej ocenie jest to dobra wiadomość i jedna z najrozsądniejszych zmian w algorytmie. Ostatecznie przecież ideą udoskonalania stron powinno być właśnie dostarczanie, bądź co bądź, naszym potencjalnym klientom czy czytelnikom wartościowych treści, prezentowanie informacji w przystępnej dla nich formie czy dążenie do tego by strona działała bez błędów a wszystkie informacje wyświetlały się prawidłowo i wczytywały się w najkrótszym możliwym czasie.
Jest to też niejako potwierdzenie tego o czym mówiliśmy już od dawna – chodzi o wdrażanie zmian z myślą zarówno o samej wyszukiwarce i jej mechanizmach jak i mając na uwadze (w pierwszej kolejności) końcowego odbiorcę. Teraz jednak to połączenie i kierunek zmian jeszcze zyskuje na znaczeniu.
W porównaniu do kwietnia czy jeszcze marca miniony miesiąc był dość "burzliwym" okresem jeżeli chodzi o wahania i zmiany w wynikach wyszukiwania. W okolicach 4 i 5 maja narzędzia monitorujące wykryły duży "pik" określany jako ponadstandardowy. Poniżej prezentujemy wykresy zmian w wynikach wyszukiwania z narzędzi do monitorowania SERPów.
źródło: https://moz.com/mozcast
Brzmi nieco groteskowo, zwłaszcza gdy ktoś "siedzi" w tej branży od wielu lat i współprowadzi firmę, ale tak - jest to możliwe i wykonalne, choć niekoniecznie proste i bezproblemowe. 😉
Audyty, raporty, analizy, spotkania, szkolenia - codzienność wielu SEOwców. Do tego obowiązki związane z zarządzaniem spółką i współpracą z zespołem. Czasem trudno oderwać się myślami od pracy lub zaplanować urlop. Wielu specjalistów, bez względu na to czy prowadzą własny biznes czy zarządzają działem lub odpowiadają za konkretne projekty i zadania, zastanawia się jak "to wszystko" mogłoby wyglądać gdyby zdecydowali się na dłuższy urlop.
Czy będzie do kogo, do czego i gdzie wracać? Duża odpowiedzialność, presja i obowiązki sprawiają, że nawet nie dopuszczamy do siebie myśli o kilkunastomiesięcznej przerwie w pracy.
Zróbmy mały test.
Zamknij teraz oczy i wyobraź sobie, że np. za trzy miesiące musisz zaplanować dłuższy urlop...
Wiem, zaraz powiesz, że "nie ma takiej opcji" bo... ( i tu długa lista znakomitych powodów (porównywalna i równie prawdziwa jak lista obietnic partii przed wyborami 😉)).
Nie ma co się czarować - zdarzają się sytuacje, gdy trzeba nieco zwolnić lub wyłączyć się na jakiś czas. Rodzina, zdrowie, nieprzewidziane okoliczności czy nowe wyzwania i szanse są nie do odrzucenia. Jednym słowem: nie ma odwrotu.
W minionym roku przyszedł czas by mocno zwolnić tempo, stopniowo przekazać projekty, odłożyć w czasie szkolenia. Powód? Czas dla rodziny i przygotowania do jej powiększenia.
Jak zaplanować dłuższy urlop by nie zwariować? (ze stresu / z nadmiaru obaw / ze względu ma swój charakter / pracoholizm)*
* tak, można wybrać wszystkie opcje 😉
Poniżej kilka moich spostrzeżeń oraz podsumowanie tego co poszło zgodnie z planem, a co okazało się być trudnym i frustrującym.
No właśnie... bycie samemu sobie sterem, żeglarzem i okrętem dla niektórych ma same plusy. Jednak, na dłuższą metę, nie da się zbudować dobrze działającej firmy bez zaangażowanych, kompetentnych i odpowiedzialnych ludzi.
Od jakiegoś czasu w Fox Strategy pracujemy nad sposobem funkcjonowania firmy. Każda osoba samodzielnie podejmuje decyzje dotyczące swojego obszaru pracy i bierze pełną odpowiedzialność za efekty. Członkowie różnych zespołów współpracują ze sobą, pomagają sobie, wzajemnie się motywują, ale jednocześnie nie wchodzą sobie w kompetencje i nie mnożą zależności czy podległości służbowych. Dzięki temu żaden z liderów czy specjalistów nie ma potrzeby kontrolowania pracy innych osób – każdy z nas wie co należy do jego obowiązków, dzięki czemu może dowolnie kształtować sobie plan działania.
Taki sposób pracy nie tylko dobrze się sprawdza, ale również sprawia, że szef czy lider z czasem pozbywa się (złudnego skądinąd) przeświadczenia, że bez niego wszystko się zawali, a najlepiej będzie, jeśli to on sam zajmie się wszystkim, zaplanuje pracę i przypilnuje terminów. Każdy (również lider czy właściciel) jest po prostu częścią zespołu – ma swoje zadania, ale nie musi wydawać poleceń, kontrolować itd.
Dzięki temu nie ma presji codziennej, wielogodzinnej pracy i bezwarunkowej obecności w biurze. Wiele odpraw projektowych czy spotkań odbywa się w mniejszych zespołach, czasem zdalnie. Krótka nieobecność, czy urlop jednej osoby (a nawet w szczytowym okresie kilku na raz), nie paraliżuje pracy pozostałych specjalistów.
Celowo napisałam „krótka nieobecność”, bo moja niestety taka nie była…
Informacja o tym, że za jakiś czas będę musiała na dłużej „opuścić pokład” była dla zespołu zaskoczeniem. Trzeba było dość szybko podjąć konkretne ustalenia, zaplanować zmiany, przyśpieszyć wiele procesów, a inne znów odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Nie oznacza to, że nagle zapanował chaos - najprościej mówiąc sytuacja nie była do końca łatwa i komfortowa.
Z perspektywy czasu widzę, że zespół świetnie poradził sobie z nowym podziałem obowiązków i wziął na siebie odpowiedzialność za poszczególne działania. Mogę tylko podejrzewać ile ich to kosztowało i jak mocno każdy z nich musiał wyjść ze swojej strefy komfortu. Część z nich musiała odłożyć w czasie zaplanowane dla siebie cele oraz jeszcze efektywniej pracować - tak aby udało się poprowadzić wszystkie projekty, na bieżąco prowadzić sprzedaż czy obsługiwać klientów. Na pewno było to męczące, frustrujące i wyczerpujące.
Uprzedzając pytania: bez planu się nie da…
Pójście na żywioł nie wchodziło w grę. Gdy tylko stało się jasne, że (przy optymistycznym scenariuszu!) będę w pracy jeszcze tylko kilka miesięcy, zaczęliśmy pracować nad podziałem obowiązków, przekazaniem projektów i planem działania. Istniało również ryzyko, że w przypadku komplikacji będę zmuszona wziąć urlop „od zaraz”.
Efektem ubocznym był pośpiech, który zaczął nam towarzyszyć przy podejmowaniu niektórych decyzji. Byliśmy zgodni co do tego, że konieczne będzie powiększenie zespołu i znalezienie osoby, która mogłaby wspomóc pozostałych specjalistów i przejąć choć niewielką część ich dotychczasowych obowiązków. Zaplanowaliśmy rekrutację, ale przez cały czas mieliśmy wrażenie, że czas mocno nas nagli.
Udało nam się zatrudnić nowego pracownika, jednak jego szkolenie okazało się być bardzo czasochłonne. Mieliśmy plan i wstępnie rozpisany zakres tematów, niestety dość szybko okazało się, że przy maksymalnym obłożeniu projektami, nie sposób było uniknąć opóźnień.
Taka „wymuszona” rekrutacja sprawiła, że zespół paradoksalnie musiał zmierzyć się z jeszcze większą liczbą zadań i obowiązków. Konieczność natychmiastowego szkolenia sprawiła, że oprócz „standardowych” zadań, każdy musiał wykroić dodatkowy czas na wdrożenie nowej osoby, przekazanie jej niezbędnej wiedzy i zweryfikowanie powierzonych zadań. Zamiast odciążenia pojawiła się jeszcze większa odpowiedzialność i większe tempo pracy.
Teraz, gdy przećwiczyliśmy już taki „awaryjno-kryzysowy scenariusz”, inaczej podchodzimy do całego procesu rekrutacji, wdrożenia i przekazywania obowiązków.
Nie baliśmy się samego faktu przekazywania zadań, czy informowania o tym, że w zespole nastąpią zmiany. Rozumieliśmy, że nikt nie lubi być zaskakiwany i że dobre relacje budują się stopniowo.
Na szczęście pracujemy z Klientami, którzy mają podobne wartości. Rozumiemy się, szanujemy, szczerze mówimy „co i jak” i na takim gruncie budujemy współpracę. Klienci rozumieją z czego wynikają ewentualne zmiany i zawsze dowiadują się o nich najwcześniej jak to możliwe (i to z zawsze z gotowym scenariuszem działań).
Moja dłuższa nieobecność wymagała od poszczególnych specjalistów nie tylko przejęcia samych projektów, wejścia w strategię, zapoznania się z prowadzonymi wcześniej działaniami, ale również nawiązania nowych relacji z klientami. Zdobycie zaufania bywa trudne - podobnie jak dostosowanie się do innego stylu komunikacji.
W momencie gdy powoli zaczęłam planować powrót, zespół bardzo pozytywnie zaskoczył mnie opracowaniem konkretnego planu wdrożeniowego! Polegało to na tym, że umawialiśmy się na dany dzień i każda z osób opowiadała mi co wydarzyło się w ostatnim czasie w jego dziale, czy w zakresie projektów, które prowadzi.
Usłyszałam o tym co było trudne, o małych i dużych sukcesach, o planach na kolejne miesiące, o nowych pomysłach. Muszę przyznać, że jestem niesamowicie dumna z tego jak mocno każdy z naszych specjalistów rozwinął swoje kompetencje i jak poprowadził swoje projekty.
Kamil, jako lider, wziął na siebie dużą odpowiedzialność związaną z kierowaniem działem SEO. Dawid mocno wszedł w temat ASO, równocześnie z powodzeniem prowadząc działania SEO dla kluczowych klientów. Ola, z samodzielnego specjalisty, przeszła już do budowania i rozwijania całego działu contentu. Damian prowadzi coraz ciekawsze kampanie Ads i wykręca niesamowite wyniki. Oktawian skupił się na procesach, uporządkował wiele kwestii i świetnie zarządza projektami. Agata zbudowała dział HR i dba o nasze potrzeby, atmosferę i relacje w grupie. Na pokładzie pojawił się też Maciek, który m.in. prowadzi proces linkbuildingu i koordynuje pracę linkbuilderów.
Jednym z dwóch głównym powodów, dzięki których miałam do kogo, do czego i gdzie wracać, była właśnie bardzo dobra organizacja pracy zespołu i determinacja każdej z wymienionych wyżej osób.
Drugim, bez wątpienia, było zaangażowanie Eweliny, która od samego początku prowadziła firmę, pracowała z zespołem feedbackowo i wzięła na siebie (dosłownie) cały ciężar promowania i zarządzania Fox Strategy! Sytuacja w której masz wspólnika, a jednak z wieloma tematami znów musisz radzić sobie samodzielnie, nie nastraja optymistycznie (ani nie jest komfortowa).
W tym miejscu mogę jedynie podziękować i liczyć na to, że będę mogła się zrewanżować i jak najszybciej odciążyć zarówno Ewelinę, jak i zespół.
Zmiany w życiu są naturalne – część z nich wynika z naszych decyzji i można je zaplanować, inne są gwałtowne i nagłe. Obecna sytuacja wymusiła na mnie konieczność innego niż dotąd zarządzania czasem, planowania itd. Czy można połączyć różne obszary, takie jak dom / praca i czas na rozwój i relaks? Tego jeszcze nie wiem. 😉
Póki co proces wdrażania się i odnajdywania w nieco nowej sytuacji cały czas trwa. 😉 Codziennie przyjeżdżam do biura na kilka godzin, później pędzę do domu, gdzie czeka 6-miesięczny maluch, a po południu wracam do części zadań. Na razie daję sobie czas na ponowne nauczenie się niektórych rzeczy, a zespół daje mi do tego przestrzeń.
Fox Strategy sp. z o.o.
NIP: 8971837880
ul. Piłsudskiego 23 lok. 2-4
50-044 Wrocław